środa, 2 listopada 2016

Szok kulturowy

Szok kulturowy to najlepsze określenie naszego stanu ducha przez pierwszy tydzień pobytu na wyspie. Targały nami sprzeczne emocje. Z jednej strony zachwyt nad wspaniałymi widokami, słońcem, lazurowym morzem i dziką karaibską przyrodą, z drugiej - stres, rozczarowanie i pogłębiająca się z każdym dniem niechęć do kontaktów z Dominikańczykami. Trudności wynikały przede wszystkim z naszej niewiedzy, braku czasu na lekturę i przygotowania przedwyjazdowe oraz związanego z tym zaskoczenia odmiennością kulturową lokalnych mieszkańców. Nie znając kontekstu historycznego i ekonomicznego trudno było nam zrozumieć pewne lokalne zachowania i zjawiska. Dopiero w drugim tygodniu zaczęliśmy się już powoli orientować co i jak działa, na luzie cieszyć się wakacjami oraz o wiele lepiej dogadywać z lokalną ludnością. Rzeczy, które nas na początku mocno irytowały, zaczęliśmy rozumieć, traktować jak coś normalnego i nauczyliśmy się z nimi po prostu żyć :) Ale po kolei. 

Aby oszczędzić Ci szoku kulturowego na początku wakacji, a przynajmniej trochę go zmniejszyć, opiszę te elementy kultury Dominikańczyków, które nas zaskoczyły, zdziwiły lub zirytowały. Będzie to opowieść o spostrzeżeniach z perspektywy turysty z plecakiem, który cały czas spędza wśród lokalnej społeczności. Nie odczujesz zapewne wielu tych kwestii spędzając czas w resorcie all inclusive w Punta Canie, ale kto wie - zawsze lepiej być przygotowanym. 

Bardzo polecam też lekturę książki Mirosława Wlekłego "All Inclusive. Raj, w którym seks jest Bogiem", która moim zdaniem znakomicie wprowadza w kulturę historię Republiki Dominikany oraz trafnie charakteryzuje mieszkańców tego rajskiego kraju. Obowiązkowa lektura przed wyjazdem. :)

A więc przejdźmy do tematu.

Dwa światy

Republika Dominikany to kraj dwóch światów. Jeden z nich to bogate, położone nad brzegiem oceanu hotele all inclusive, pełne turystów i odgrodzone od świata kolczastym drutem. Większość z nich należy do obywateli innych krajów czy międzynarodowych sieci hotelowych, i nie jest bynajmniej przejawem przedsiębiorczości Dominikańczyków. Ogromna część bogactwa płynącego z turystyki znajduje się więc w rękach zagranicznych korporacji lub ekspatów, których w Dominikanie jest sporo (głównie przybysze z Ameryki Południowej, Hiszpanie, Anglicy, Niemcy, Włosi) oraz nielicznej dobrze sytuowanej warstwy dominikańskiego społeczeństwa. Dla nich i dla tysięcy zagranicznych zamożnych turystów dostępne są sklepy z importowaną żywnością, przychodnie zdrowia, klimatyzowane autobusy i inne luksusy. 

Drugi świat to świat biedny. Świat małych domków, blaszanych sklepików, guagua i ulicznych comedorów, pełen samotnych i nieletnich matek, macho na brzęczących ciągle motocyklach i głośnych dyskotek z bachatą i merengue. Świat problemów społecznych, religijnych zabobonów i strażników z karabinami przy każdym większym sklepie. Świat, który bywa czasem niebezpieczny dla przyjezdnych, jeśli się nie wie, jak się w nim poruszać. 

Aby zobaczyć ten drugi świat wystarczy oddalić się nieco od hotelu przy plaży. To tam bije prawdziwe serce Dominikany, czasami mocno kontrastując z naszymi wyobrażeniami o rajskich plażach z folderów.

Wille przy plaży Bonita

Przeciętny budynek w dominikańskiej miejscowości  - tu chyba coś w rodzaju baru ze stołem bilardowym

Trudna historia

Dominikańczycy to naród doświadczony przez trudną historię i lata rządów dyktatora Trujilla. Reżim odbił się w świadomości społeczeństwa i zapewne wpłynął na kulturę i stosunek do życia mieszkańców. Pewne głęboko zakorzenione zachowania społeczne mogą więc wynikać z czasów dyktatury, na przykład dyskryminacja rasowa i "wybielanie" się.

Kolor skóry

Zapamiętaj! Wszyscy Dominikańczycy są biali. Nie nawiązuj więc w żaden sposób do ciemnego koloru ich skóry, na przykład opisując kogoś. Dominikańczyk w najlepszym razie śmiertelnie się na Ciebie obrazi. 

W świadomości Dominikańczyków wszyscy oni są rasy białej, a w najgorszym razie mulatami. Ciemny kolor skóry jest utożsamiany z gorszą pozycją w społeczeństwie. Czarni są więc jedynie Haitańczycy, którzy przeważnie nielegalnie imigrują z Haiti i często traktowani są przez Dominikańczyków jako osoby gorsze. 

W rzeczywistości większość Dominikańczyków to mulaci, czasem też osoby o bardzo ciemnej karnacji. Osoby o jasnej skórze to zazwyczaj imigranci z Ameryki Południowej czy Hiszpanii. Na wszelki wypadek lepiej jednak nie rozmawiać z nikim o kwestiach koloru skóry.

Haitańczycy często dorabiają np. pucując buty
Pozycja kobiet w społeczeństwie

W Dominikanie zobaczysz sporo młodych dziewczyn z małymi dziećmi na rękach. Posiadanie dzieci przez nastolatki jest tam rzeczą bardzo powszechną. Co więcej, większość kobiet wychowuje dzieci samotnie i co gorsza nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. Wynika to z szeroko rozpowszechnionej kultury "macho". Mężczyźni dominują, zdobywają kobiety, zapładniają je, a później zostawiają i nie interesują się ani dziećmi ani tym bardziej byłymi partnerkami. O jakimkolwiek finansowaniu nawet nie wspominając. Jest to podobno zjawisko tak powszechne, że kobiety przyzwyczaiły się do takiego stanu rzeczy i uważają go za naturalny. Tak więc kobieta w Dominikanie jest niestety w wielu przypadkach jedynie obiektem seksualnym i musi radzić sobie w życiu sama.

Seksturystyka

Powszechnym zjawiskiem jest też w Dominikanie seksturystyka. Często będziesz spotykać młode Dominikanki ze starszymi Panami o jasnej skórze - przeważnie turystami z Europy i USA. Bieda i łatwość tego sposobu zarabiania powoduje, że skala zjawiska jest bardzo duża. Nie mam dokładnych danych, ale czytałam gdzieś, że Dominikana jest pod tym względem w światowej czołówce. Smutny to fakt, ale niestety prawdziwy. 

Religia 

Większość Dominikańczyków to chrześcijanie, choć podobno nie przeszkadza im to jednocześnie kultywować np. voodoo. Niestety ostatnio kościół w Dominikanie kojarzy się niezbyt miło z powodu seks-skandali z udziałem katolickich księży, w tym polskich. 

Polecam w każdym razie przejść się na jakąś mszę, choćby z ciekawości. Nie wiem, czy wszędzie zwyczaje są takie same, ale msza, na którą my trafiliśmy w jednym z kościołów w Santo Domingo była niezwykle kolorowa, roztańczona (tak!) i radosna. Uczestnicy mszy dygali razem z księdzem i zakonnicami w rytm muzyki i bardzo przyjaźnie odnosili się do "obcych". To chyba taka typowa latynoska odmiana katolicyzmu, która bardzo mi się podoba.

Podejście do turystów

Zapamiętaj:

Dla przeciętnego Dominikańczyka* żyjącego z turystyki każdy turysta to dojna krowa, która wygląda jak wielki banknot studolarowy. Nieważne z jakiego kraju jesteś i jaki jest twój status materialny. Nieważne, że podróżujesz z brudnym plecakiem, z małym budżetem i kupiłeś bilet na Karaiby za 250 euro. Dla niego, jeśli tylko jesteś biały, jesteś zawsze bogatym turystą z Ameryki, który powinien sypać dolarami. A ponieważ koloru skóry szybko nie zmienisz, musisz uzbroić się w tupet i sporo cierpliwości. 

Próby oskubania nas na każdym kroku przez różnej maści cwaniaków i naciągaczy były dla nas na początku niezwykle irytujące. Opierały się prawie zawsze na wyssanych z palca argumentach, kłamstwach i oszustwach, co jeszcze bardziej nas złościło i męczyło. Bo o ile mogliśmy zrozumieć fakt, że jako biedny naród, Dominikańczycy chcieli jak najwięcej zarobić za swoje usługi, to nie byliśmy w stanie pojąć tego, że ceny których żądali były czasami naprawdę kosmiczne. Oszukiwany na każdym kroku człowiek zaczyna mieć naprawdę dość i na pewno nie ma ochoty drugi raz skorzystać z usług takich osób. Naciągacze myślą chyba tak: "Głupi turysta więcej przecież nie przyjedzie, więc nie jest ważne to, że gdy już zapłaci, zorientuje się, że robię go w konia i drugi raz nic ode mnie nie kupi. Przyjedzie następny naiwny i bogaty turysta z Ameryki". W skrócie - liczy się tu i teraz, a nad perspektywami na przyszłość nikt się nie zastanawia.

Oczywiście mam świadomość, że w wielu innych krajach turysta jest postrzegany jako skarbonka i płaci za wszystko znacznie więcej niż miejscowa ludność. Czasami jednak jest o tym oficjalnie informowany przez władze czy cenniki biletów. W Dominikanie spisanych cenników nie znajdziesz niemal nigdzie, więc choćby z tego powodu warto się bardziej pilnować.

Przekażę Ci kilka ważnych rad na początek:

1. Nie wierz nikomu, kto podchodzi do Ciebie na ulicy i chce ci coś sprzedać, gdzieś podwieźć, pokazać drogę, hotel lub przystanek autobusowy. Na 99% kłamie i chce $. Jeśli potrzebujesz informacji, znajdź jakąś miło wyglądającą panią w sklepie i zapytaj a następnie zrób  to samo jeszcze u 10 innych osób. Jest duża szansa, że najczęściej padająca odpowiedź jest prawdziwa. Najlepiej, jeśli masz taką możliwość, udaj się z pytaniem do jakiegoś lokalnego ekspata (na przykład właściciela hotelu czy restauracji), pani z okienka na dworcu lub osoby, która wygląda na zamożniejszą i lepiej wykształconą. Nie masz też raczej większych powodów do obaw, jeśli napotkani ludzie wyglądają na bardziej zamożnych i lepiej wykształconych.

2. Nie wierz policji - jest skorumpowana i współpracuje ze wszystkimi innymi osobami, które próbują cię oszukać i udowodnić swoją wiarygodność przyprowadzając policjanta. 

3. Jeśli cena, której ktoś od Ciebie żąda, wydaje Ci się wygórowana, to prawdopodobnie taka jest. Targuj się więc bez wyrzutów sumienia. Naucz się liczyć po hiszpańsku, żeby rozumieć, ile płacą inni klienci. Po kilku dniach zorientujesz się, ile co kosztuje i będzie Ci o wiele łatwiej.  

4. Jeśli zapłacisz jednej osobie (np. taksówkarzowi), wiedz, że to interes "rodzinny". Osoba ta będzie próbowała skłonić Cię do zakupienia dodatkowo czegoś u znajomych, kuzynów, sąsiadów i innych pomagierów, których usługi oczywiście będą całkowicie niezbędne. Nie ma w tym nic złego. Pewnie w normalnych warunkach z radością (mimo ograniczonego budżetu) zatrudniłbyś nawet kilka osób, żeby wesprzeć finansowo lokalną społeczność zamiast zagranicznych hoteli. Nie zrobisz jednak tego, gdy poczujesz się osaczony i oszukany już przez pierwszą osobę w "łańcuszku", a tak się często dzieje.

Poniżej kilka przykładów kłamstw lokalnych "biznesmenów", na które często można się naciąć:

1. Tu jest bardo niebezpiecznie, zostaniesz napadnięty, okradziony itd., nie możesz iść pieszo  i musisz jechać ze mną motocyklem/taksówką (czasem to rzeczywiście prawda, choć w wielu przypadkach mocno naciągana) - w tych konkretnych sytuacjach, ze względów bezpieczeństwa, radzę chyba jednak łyknąć kłamstwo, zapłacić frycowe i nie ryzykować, chyba że już zdążyłeś poznać okolicę albo masz sprawdzoną informację od znajomych. Zawsze jak się zameldujesz w hotelu zapytaj o bezpieczeństwo w okolicy i na trasie twoich wycieczek.
2. Tuż za granicą plaży hotelowej rozciąga się dziki i niebezpieczny świat, więc wychodzisz na własne ryzyko (tuż za granicą zatłoczonej plaży hotelowej jest piękna i całkiem pusta dzika plaża z olśniewającym lasem palmowym)
3. Zgubisz się w górach i zginiesz marnie, bo nie ma w nich wyznaczonego szlaku, a tylko dzika dżungla, którą zna jedynie Twój samozwańczy przewodnik (szlak jest szeroki i wybrukowany jak przedwojenna Marszałkowska - można iść z zamkniętymi oczami)
4. Musisz wynająć konia i przewodnika, bo na szlaku błoto sięga po kolana (patrz punkt 2)
5. Przystanek autobusowy jest bardzo daleko i musisz jechać motoconcho za 5$ (przystanek jest 100 m dalej tuż za rogiem)
6. Za świeży kokos musisz zapłacić 5$ (kosztuje ok. 30-50 peso)
7. Mamy ciepłą wodę (nie mamy)
8. Za kilometr jazdy motoconcho do hotelu bierzemy 200 peso za osobę (30 peso)
9. Jest tylko jedno guagua tego dnia w interesującym Cię kierunku (to ja będę po południu wracał tym guagua i nie dam moim znajomym z innych guagua zarobić)

I tak niestety trzeba znosić upartych "przedsiębiorczych" naganiaczy, pojawiających się na każdym kroku i oferujących mnóstwo usług, których w ogóle nie potrzebujesz. Potrafią dopiec tak, że porzucasz swoje pierwotne zamiary wspierania lokalnej gospodarki swoimi zakupami i zaczynasz się przed nimi bronić jak lew. Bo ile godzin dziennie można negocjować i się wykłócać? I to na wymarzonych wakacjach, gdzie człowiek bądź co bądź chce odpocząć i się zrelaksować. A musisz wiedzieć, że te dyskusje i negocjacje są długie i wyczerpujące. Jeśli więc nie chcesz wydać na podróż 3 razy więcej niż zaplanowałeś, musisz więc mocno ćwiczyć asertywność. W przeciwnym wypadku taniej wyjdzie Ci wyprawa na Florydę :)

Zdjęcie z papugą za jedyne kilka $
Ale nie martw się - już po kilku dniach zaczniesz się na to wszystko uodparniać i cieszyć się wakacjami bez stresu (nam zajęło to około tygodnia :). Okaże się też, że nie wszyscy dookoła są nieuczciwi. Po prostu naciągacze są najbardziej widoczni, gdyż zaczepiają turystów na ulicy. Poznasz trochę lokalne ceny i nauczysz się rozpoznawać po wyglądzie i zachowaniu ludzi, kto traktuje cię fair a kto nie. Dowiesz się, gdzie bezpiecznie zapuszczać się samemu, a gdzie i za ile $ trzeba dojechać motoconcho. Do tego poczujesz się pewniej i staniesz się mistrzem negocjacji. Wtedy żaden oszust nie będzie Ci straszny :)

Kiedy po kilku dniach nieco przyzwyczailiśmy się do lokalnych warunków, świat wyglądał dużo barwniej. Życie zmusiło nas do intensywnej nauki hiszpańskiego, co zaowocowało lepszą komunikacją. Zauważyliśmy też pewną prawidłowość - im mniejsza miejscowość, tym ludzie byli bardziej przyjaźni. Po 3 - 4 dniach zaczynali nas rozpoznawać po twarzy i mówić "dzień dobry". I z każdym dniem potencjalnych naciągaczy było coraz mniej. :)

Zdarzały się nam też bardzo miłe sytuacje, jak na przykład pani z guagua, która pomogła nam znaleźć przystanek, na którym chcieliśmy wysiąść i poinformowała o tym kierowcę, czy pani sprzątająca w hotelu, która za niedużą opłatą wyprała nam ubrania i przyniosła do pokoju.

Doświadczenia z podróży i lektura na temat dominikańskiej kultury doprowadziły nas też do wniosku, że być może wspomniane wyżej negatywne zachowania nie są do końca winą samych Dominikańczyków. Po pierwsze społeczeństwo jest przyzwyczajone do zamożnych gości z bogatych krajów, którzy faktycznie rzucają dolarami niemal na ulicę i zupełnie inaczej niż my odczuwają wartość pieniądza. Miejscowi oczekują więc, że każdy turysta, jako bogaty przybysz, będzie zachowywał się podobnie. Po drugie, wiele lat pod rządami dyktatora wpłynęło pewnie w jakiś sposób na mentalność Dominikańczyków (trochę tak jak czasy PRL na Polaków). Nie usprawiedliwia to oczywiście cwaniakowania i oszukiwania. Może jednak trochę wyjaśniać przyczyny tego typu zachowań. Zapewne zmiany mentalności Dominikańczyków (podobnie jak Polaków) będą wymagać wymiany pokoleniowej. Cała nadzieja w młodych wykształconych Dominikańczykach oraz dzieciach w niebieskich szkolnych mundurkach, które zobaczysz biegające w okolicach szkół.

Tak więc pamiętaj - po pierwszym szoku kulturowym będzie już tylko lepiej.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Czym jeździć po Dominkanie?

W internecie nie znajdziesz zbyt wielu informacji na ten temat. Na miejscu sprawdzi się więc złota zasada "Koniec języka za przewodnika". Najlepiej jeśli ten język będzie hiszpański. Język ciała też działa :)

Reklamowane w sieci przejazdy taksówkami i specjalnymi busami dla turystów potraktuj jako wyjście awaryjne. Nie wierz w opisy, że to jedyne dostępne na danej trasie środki transportu.

Autobusy międzymiastowe

Na dłuższych trasach międzymiastowych korzystaj z sieciowych autobusów, które są bardzo wygodne i luksusowe (czyli klimatyzacja jest w nich ustawiona na pełną moc ;) Jeżdżą nimi turyści i przedstawiciele zamożniejszych klas społecznych Dominikany. Autokarami podróżuje się bardzo wygodnie, widoki są piękne, kierowca zawsze włącza jakiś film. Jest w nich czysto i przyjemnie, często są wyposażone w (działające) wifi, a co jakiś czas wsiadają do nich sprzedawcy orzeszków i innych przekąsek.

Podobnie luksusowo wyglądają dominikańskie miejskie dworce autobusowe - choć z zewnątrz niepozorne, w środku zawsze czyste, klimatyzowane i z toaletą, o co w Polsce wciąż bardzo trudno. 

UWAGA na oszustów! Pamiętaj - sprawdzaj na GPS i mapie offline gdzie się znajdujesz i jedź do końca swojej trasy, czyli do docelowego dworca. Nie pozwól się wysadzić wcześniej, gdyż w ten sposób możesz stać się ofiarą naciągaczy-taksówkarzy. Wyciągną Cię z autobusu gdzieś w slumsach i będą chcieli wymusić podwiezienie do hotelu przekonując przy tym, że piesza wędrówka niechybnie zakończy się dla Ciebie marną śmiercią z rąk ulicznych rozbójników. Niektórzy kierowcy autobusów z nimi współpracują, więc nie wolno im do końca ufać.

Mimo tego małego ryzyka, autobusy to bardzo dobre długodystansowe środki transportu. Jeśli dojedziesz do dworca, będziesz bezpieczny.

Dworzec w Bavaro - prawie jak w Warszawie
Autokar Expreso Bavaro z Bavaro do Santo Domingo
A to autokar innego przewoźnika o nazwie Samana. Kursował z Santo Domingo do Las Terrenas, z dworca, którego nie było na googlowej mapie. Była to ukryta wśród blaszaków i parkingów niepozorna budka, oczywiście czysta i klimatyzowana w środku. Samego przewoźnika ani rozkładu jazdy też nie było w internecie - dowiedzieliśmy się o niego po prostu pytając.

Popularni przewoźnicy dalekobieżni to Caribe Express i Caribe Tours. Pomiędzy Punta Caną a Santo Domingo kursuje natomiast Expreso Bavaro. Ponieważ nie wszyscy przewoźnicy mają aktualne strony internetowe, najlepiej o przejazdy pytać bezpośrednio na dworcu (każdy przewoźnik może mieć swój własny "dworzec" i osobny punkt sprzedaży biletów)  lub ewentualnie w hotelu (z tym trzeba uważać, bo niektóre większe hotele zaproponują swoje własne busiki). Mówiąc na dworcu, mam na myśli panią lub pana w okienku kasowym. Dookoła dworców kręcą się czasem podejrzane typy, które za pieniądze będą chciały Ci "dobrze doradzić", czym masz jechać. Omijaj ich z daleka, zwłaszcza jeśli dobrze mówią po angielsku (oznacza to często, że z jakiegoś powodu zostali deportowani ze Stanów).

Guagua 

Najlepszym środkiem transportu na krótsze (a czasem i dłuższe) dystanse jest Dominikański hit, czyli guagua. Nie zna życia (przynajmniej dominikańskiego) ten, kto choć raz się takim guagua nie przejechał.

Guagua to zazwyczaj zdezelowane i jeżdżące na "słowo honoru" stare busiki "ogórki" lub pickupy, których trasy gęstą siecią oplatają wszystkie miejsca, do których chciałbyś dotrzeć. Jeżdżą nimi zazwyczaj dzieci szkolne oraz biedniejsi lokalni mieszkańcy, których nie stać na samochód czy droższe autokary i którzy w ten sposób dostają się do szkoły pracy czy sklepu. Czasem można też w nich spotkać podróżników backpackersów :) 

Nic tak nie zbliży Cię do lokalnej społeczności jak przejazd guagua. Do busika z 9 fotelami wchodzi spokojnie 16 osób, w tym kobieta ze złamaną nogą, którą wystawia przez okno, beczka z rybami i duży plecak. Pickupy mają w środku oficjalnie 7 miejsc siedzących (w tym dla kierowcy), z czego realnie miejsce jest na góra 5. Nie przeszkadza to zupełnie pasażerom, których 7 do środka zawsze wejdzie. Pierwszeństwo mają damy, zazwyczaj nieco korpulentne. Pozostali siedzą z tyłu na pace (bez ograniczeń liczbowych). 

Oczywiście nie ma przy tym mowy o pasach bezpieczeństwa i wsiadasz na własną odpowiedzialność. Kierowcy guagua jeżdżą jednak wolno i naprawdę ostrożnie, zwalniając na dziurach i zakrętach, jakby wieźli jajka. Tak więc ryzyko jest niewielkie.

Osobiście uważamy z Ukochanym, że najlepsze miejsca w guagua znajdują się na pace (o ile nie pada) - jest chłodno, przestronnie i można podziwiać krajobrazy. A przede wszystkim można się poruszać, co jest niemal niemożliwe wewnątrz pojazdu. Może tylko siedzenia z desek są nieco zbyt twarde :)

Na pace nie dość, że luźniej niż w środku, to jeszcze piękne widoki :)
Pasażerowie guagua są zazwyczaj bardzo mili i opiekują się turystą, który nie wie, gdzie wysiąść. Wszyscy siedzą w ścisku i pomagają sobie nawzajem. Trzymają na kolanach nie swoje bagaże, przesuwają się grzecznie, choć przez to nie mogą się już w ogóle ruszyć, i jadą w doskonałych humorach. Nikt nie narzeka, bo dla tych ludzi to coś bardzo naturalnego. Podobnie jak naturalne jest dla nich dotykanie i przytulanie się, szczególnie do białego egzotycznego turysty. Nie zdziw się więc, gdy jakaś korpulentna miła pani usiądzie Ci niemal (albo i dosłownie) na kolanach :) To kultura, która poznaje świat przez dotyk i nie czuje przy tym skrępowania :)

Warto więc zaryzykować ból pleców i sztywność kolan dla tak wspaniałej przejażdżki.

Przystanek guagua w Las Terrenas. "Zarządca" przystanku elegancko sadza oczekujących pasażerów na krzesłach, zaczynając oczywiście od przedstawicielek płci pięknej. Dobrze go pytać o rozkład jazdy i trasy busików, bo ma mniejszą motywację i skłonność do wybiórczego przekazywania informacji niż kierowcy. 
Kierowcy guagua są zrzeszeni w oficjalne związki i zarządzają swoim biznesem znakomicie. Na przystankach urzęduje "zarządca przystanku", który elegancko i szarmancko usadza najpierw pasażerki a potem pasażerów na plastikowych ogrodowych krzesłach (które w Dominikanie są wszechobecne - od dyskotek po nocne sklepy i bazarki) oraz pilnuje kolejki i porządku.

Guagua mają swój oficjalny rozkład jazdy i odjeżdżają punktualnie, choć często łapią "obsuwy" po drodze, zbierając współpasażerów. Na próżno jednak szukać tabliczki z rozkładem na przystanku. Trzeba pytać kierowców lub "zarządców przystanków", kiedy i skąd odjeżdżają busiki oraz jak się dostać do danego miejsca.  Ale uwaga! Spotkasz sporo kierowców, którzy Cię okłamią, ponieważ będą chcieli, żebyś jechał koniecznie ich przewozem (nawet jeśli wcześniej będzie jechało 10 innych). Jeżeli więc masz wątpliwości co do prawdziwości informacji, pytaj wszystkich tubylców dookoła - pracowników hotelu, sprzedawców w sklepie, pasażerów czekających na guagua itp.

Czasami informacje o guagua można znaleźć w sieci, ale trzeba do nich podchodzić ostrożnie, gdyż zazwyczaj są niepełne. Na tej stronie znajduje się na przykład rozkład gua gua w Las Terrenas, ale obejmuje on jedynie niektóre kursy i kierunki. Guagua w kierunku El Limon, Samany, i Las Galeras odjeżdżają z tego przystanku i mają zupełnie osobny rozkład. Guagua z Las Galeras w kierunku Samany odjeżdżają co 15 minut, poczynając od 7 rano i tej informacji chyba w ogóle nie ma w sieci. Tak więc najlepiej po prostu pytać i jeszcze raz pytać.

Uważaj też na ceny, bo kierowca widząc turystę może zażyczyć sobie sporo więcej niż przejazd rzeczywiście kosztuje. Najpierw dowiedz się, ile kosztuje transport na danej trasie (najlepiej obserwuj i podsłuchuj płacących lokalsów). Dla porównania: cena z Las Terrenas do Samany lub z Samany do Las Galeras to 100 peso od osoby.

Z czasem zorientujesz się jaka jest mniej więcej relacja cena/dystans. Jeśli zobaczyłeś, że ktoś płaci daną kwotę za trasę taką jak Twoja, nie pytaj kierowcy, tylko po prostu wręcz mu taką samą ilość gotówki (chyba, że świadomie chcesz być bardziej hojny). Płaci się z dołu, czyli przy wysiadaniu.

Co zrobić, żeby wysiąść? Krzyknąć do kierowcy - w jakimkolwiek języku. Tubylcy krzyczą najczęściej Déjame aqui! [deha me aki] albo Me déja aqui, (por favor)!

W podróż na dłuższy dystans również możesz wybrać się guagua. Machina gua gua jest tak dobrze zorganizowana, że jeśli podasz cel podróży, kierowcy guagua kursujących na poszczególnych odcinkach dosłownie przesadzą cię w odpowiednich miejscach i do tego telefonicznie skoordynują czasowo :) Miej przy tym na uwadze, że ponieważ guagua poruszają się wolno i często zatrzymują, musisz zaplanować na podróż odpowiednio dużo czasu. 

I pamiętaj, że jeżdżąc guagua wspierasz lokalną przedsiębiorczość :)

Motoconcho

To kwintesencja Dominikany. Na każdej ulicy i na każdym rogu zobaczysz tłumy dominikańskich macho na swoich motocyklach, które nazywają mototaxi lub motoconcho. Jest to  zdecydowanie najpopularniejszy środek lokalnego transportu, który jest nie tylko szybki i tani, ale też wielofunkcyjny. Jednym motocyklem można przewieźć 4 osoby, walizkę i rower. Mówię poważnie! Z Ukochanym ćwiczyliśmy co prawda tylko wersję 3 osoby+dwa plecaki oraz 2 osoby + rower, ale nie takie rzeczy widzieliśmy :)

Motocykle są wszędzie
Klimat i ceny sprzyjają jednośladom
Codzienny widok, czyli mototaksiarze w oczekiwaniu na klienta. Stali tak godzinami i nie wyglądali, jakby brak ruchu w interesie im przeszkadzał :)
Motokoncziści są wszędzie i na pewno ich nie przeoczysz. Będą Cię zaczepiali i proponowali podwiezienie. Podobnie jak w przypadku guagua, zorientuj się najpierw ile kosztuje taka przejażdżka, bo polowanie na bogatych białych turystów to popularny sport i motoconchista poda Ci cenę z dziesięciokrotną przebitką. Za podwiezienie z dworca do "najlepszego hotelu" w niewielkim miasteczku motokoncziści życzyli sobie 200 peso za osobę (hotel im oczywiście za to płaci). Tymczasem średnia cena przejażdżki po miasteczku to ok. 30- 35 peso za przejazd, a dla dalszych wycieczek, np. do plaży oddalonej o 10-15 km - ok. 100-150 peso. To uczciwa stawka, lokalni i tak płacą mniej. Oczywiście jeśli uznasz to za stosowne, możesz zapłacić więcej i wesprzeć lokalną przedsiębiorczość :)

Przejazd motoconcho to prawdziwa przygoda, bo dominikańskie drogi do istna dzika dżungla. Wszyscy trąbią i jadą jak chcą, żadne zasady nie obowiązują. O kaskach nie ma oczywiście mowy :) Na szczęście motokoncziści zazwyczaj nie jeżdżą szybko. Jeśli odpowiednio sprawnie manewruje się nogami, żeby nie otrzeć się o pojazdy mijane slalomem przez kierowcę mototaxi, można wyjść z wycieczki bez uszczerbku na zdrowiu ;) Zdecydowałam się na to nawet ja, która zarzekałam się, że nigdy w życiu nie wsiądę na motocykl. I podobało mi się, a jakże :)

W ciągu całego naszego wyjazdu nie zauważyliśmy raczej żadnej niebezpiecznej sytuacji z udziałem motokonczisty, ale jedziesz na własne ryzyko. Nie wiem też, jak na ewentualną kraksę będzie się zapatrywał Twój ubezpieczyciel.

Samochód lub motocykl

Wypożyczenie samochodu raczej odradzam. Jest to rozwiązanie drogie i niezbyt bezpieczne, z powodów opisanych już powyżej. A mianowicie - na dominikańskich drogach panuje chaos i anarchia. Jeśli będziesz mieć stłuczkę, wina zawsze będzie twoja, niezależnie od tego, kto w kogo wjechał. Tak więc samochód jest raczej dla bardziej odważnych i mniej oszczędnych. No i pozbawia frajdy z integrowania się z lokalną społecznością w publicznych środkach transportu :)

Z podobnych przyczyn odradzam wypożyczanie motocykla lub skuteru. Jeśli jednak czujesz się mistrzem dwóch kółek i masz więcej gotówki, możesz w ten sposób swobodnie poruszać się po okolicy lub nawet zjeździć całą wyspę.  

wtorek, 23 sierpnia 2016

Gdzie tanio przenocować w Dominikanie?

Dość trudno znaleźć w Dominikanie tanie miejsca noclegowe, które można z wyprzedzeniem zarezerwować w internecie, np. na booking.com (choć trafiają się takie, na które warto zwrócić uwagę). Większość hoteli dostępnych w sieci to otoczone wysokim murem i drutem kolczastym ośrodki all inclusive (resorty) z cenami zaczynającymi się od $100 za noc.

Mur resortu w Punta Cana
My szukaliśmy noclegów najlepszą chyba w Dominikanie metodą, czyli po prostu chodząc od hotelu do hotelu i pytając czy są wolne pokoje.  Wybierając hotel lub przynajmniej bezpieczną okolicę do przenocowania kierowaliśmy się też informacjami znalezionymi na blogach internetowych. Spośród kilku obejrzanych miejsc wybieraliśmy najlepsze.

Przy poszukiwaniach warto oczywiście obejrzeć pokój. Zwrócić szczególną uwagę na:
  • moskitiery w oknach - przydają się
  • ogólną czystość - oczywiście jak na standardy dominikańskie, czyli nie można wymagać nie wiadomo czego
Moskitiera w oknie i szyba nie jest nikomu potrzebna - Casa Robinson
Należy się przy tym targować, zazwyczaj wynajmujący próbują zacząć od znacznie wyższej stawki i schodzą z ceny. Standardowa cena dla w miarę przyzwoitego taniego hotelu to średnio $30 za noc (ok. 1400 peso). Tyle mniej więcej płaciliśmy (1100 -1500 peso). Są też tańsze miejsca do spania, nawet za 800-1000 peso. Warunki mieszkaniowe są w nich jednak odpowiednio gorsze. Tak więc wszystko zależy od Twojego budżetu i tolerancji na niewygody.

Standardem w tanich hotelach jest zimna woda, więc jeśli trafi Ci się ciepła, jesteś w miejscu naprawdę luksusowym. :) Na szczęście zimna woda w Dominikanie to w polskiej skali tylko nieco chłodna lub nawet letnia, więc mycie się jest znośne.

Wifi jest dostępne w wielu miejscach, więc nie jest trudno trafić na coś z działającym (przynajmniej jako tako) internetem. 

Klimatyzacja nie jest konieczna (przynajmniej zimą). Klimat w Dominikanie jest przyjemny, a wysokie temperatury nie są bardzo dokuczliwe. Poza tym w każdym hotelu, który widzieliśmy, znajduje się ulubiony wynalazek Dominikańczyków, czyli wiatrak na suficie nad łóżkiem. Przyjemnie chłodzi i wystarcza, żeby czuć się komfortowo.

Wiatrak z powodzeniem zastępuje klimatyzację (chyba że w pokoju jest wilgotno - wtedy wysuszające właściwości klimatyzacji mogą się przydać)
Ciekawym wynalazkiem są cabañas, czyli hotele na godziny. Są to przybytki rozpusty, do których turyści zjeżdżają potajemnie z paniami do towarzystwa. Cabañas zapewniają im dyskrecję, ponieważ są położone w oddaleniu od głównych ulic i często mają kształt podkowy, więc łatwo w nich ukryć samochód. Pewnego dnia szukając noclegu trafiliśmy na taką cabanię. Pokój w cabañi kosztował zaledwie 800 peso i choć przypominał stary garaż i był bez okien, miał wszystko, co potrzebne do życia, czyli łóżko, muszlę klozetową za murkiem i rurę wystającą ze ściany, która spełniała funkcję prysznica. ;)

Żałuję, że nie widziałam swojej miny, gdy właściciel z rubaszną miną zapytał nas czy chcemy pokój na noc czy na godziny. :) Nie wiedziałam do tego momentu, że istnieje coś takiego jak cabañas. Ukochany miał za to ubaw. Dlatego uprzedzam, żebyście nie byli zaskoczeni podobnym pytaniem i podejrzanie głośną atmosferą w taniej noclegowni ;)

Ostatecznie zatrzymaliśmy się w następujących hotelach (więcej szczegółów na temat tych hoteli oraz innych ciekawszych miejsc noclegowych znajdziesz w postach dotyczących poszczególnych miejsc, które odwiedziliśmy):

1. W Punta Canie - Apartahotel Next Nivel - również dostępny na booking.com - do zniesienia, ale jeśli jest możliwość, warto poszukać czegoś lepszego
2. W Santo Domingo - hotel Gazcue, który mogę zdecydowanie polecić i który jest dostępny na booking.com. W jego pobliżu znajduje się też kilka innych przyjemnych hoteli.
3. W Las Terrenas -  rewelacyjny kompleks domków o wdzięcznej nazwie Casa Robinson, zdecydowanie nasz ulubiony.
4. W Las Galeras - całkiem przyzwoity i niedrogi Jazmin Kelly (w pobliżu w nieco wyższej cenie można znaleźć lepsze miejsca, ale niestety były one już zajęte w dniu, w którym przyjechaliśmy)
Casa Robinson
Jazmin Kelly

czwartek, 18 sierpnia 2016

Jedzenie w Dominikanie

Dominikana nie słynie niestety z bogatej i smacznej kuchni. Jeśli więc oczekujesz wspaniałej karaibskiej podróży kulinarnej, rozczarujesz się. Wbrew temu, czego można oczekiwać, owoce morza są tam trudno dostępne i drogie. Miejscowi podobno twierdzą, że im się po prostu znudziły i wolą zajadać importowane kurczaki.

W restauracjach dla turystów (łatwo je poznać po wystroju i europejsko-amerykańskiej, czyli głównie białej klienteli) można zjeść dość różnorodnie, ale ceny są tam również europejsko-amerykańskie. Najtaniej i najkorzystniej jest żywić się w tzw. comedorach, czyli ulicznych barach serwujących zazwyczaj ryż, smażone na chrupko plasterki bananów (raczej nijakie w smaku) oraz kurczaka, nóżki wieprzowe lub ryby w różnych wersjach. Czasem można też dostać gotowane lub smażone warzywa oraz frytki. Jest to pożywne i tanie jedzenie (ok. 150-200 peso). 

Zasada przy poszukiwaniu dobrego comedora jest prosta i sprawdza się wszędzie - im dalej od plaży tym taniej, a im więcej w lokalu lokalnej ludności, tym jedzenie lepsze. W dobrych, nieco droższych (ale wciąż tanich) comedorach można dostać bardzo smaczne mięso i przepyszne pieczone słodkie banany.

Lokalni mieszkańcy sprzedają też tanie jedzenie z wózków lub stoisk na ulicy. Można dostać na przykład grillowanego kurczaka w całości.

Obiad w nieco "lepszej" restauracji w Las Galeras - cena ok. 450-500 peso
Surowe warzywa - na własne ryzyko
Comedor w Las Galeras - nie wszędzie comedory oznaczone są szyldem, ale łatwo je rozpoznać po jedzeniu wystawionym za szybą
Nieśmiertelne plastikowe meble ogrodowe i - naprzeciwko comedora - sklep rybny 
Obiad w comedorze
Na śniadania metody są różne. Próbowaliśmy jogurtu z płatkami, ale skończyło się na jednym podejściu. Nie sposób w Dominikanie dostać jogurt bez tony cukru w środku. Jest tak słodki, że aż mdli. Jest to pewnie spowodowane faktem, że cukier w jakiś sposób konserwuje produkt przy wysokich temperaturach, ale naprawdę nie da się go jeść. 

Dla mnie najlepszym sposobem na śniadania lub posiłki w trasie o każdej porze dnia był mój ulubiony dominikański fast food (obecny też w innych krajach Ameryki Środkowej i Południowej) czyli EMPANADY. Są to pyszne i świeże duże pierogi z dość pożywnym nadzieniem (kurczak, szynka, ser, warzywa - do wyboru do koloru). Kosztują od 35 peso za mniejszą wersję do 70 peso za naprawdę dużą empanadę.

No i przede wszystkim, dla witamin i dla smaku, koniecznie trzeba zajadać się lokalnymi owocami (koktajl z guanabany - mmmmnniaaaammmmmm!).

Niepozorne owoce przypominające ziemniaki skrzyżowane z kiwi - zapote
Zielone i kolczaste owoce to orzeźwiające, zdrowe i pyszne guanabany (gdzieniegdzie zwane graviola - po polsku wg Wikipedii flaszowiec miękkociernisty). W dodatku są to owoce lecznicze, które działają antybakteryjnie, przeciwpasożytniczo i antyrakowo. Nie wolno tylko przesadzać z ich ilością, bo guanabana w dużych dawkach może wyjaławiać przewód pokarmowy i powodować dolegliwości z tym związane.
Wnętrze guanabany - trzeba się trochę natrudzić przy wyciąganiu czarnych pestek z miąższu, ale warto. Smak jest bardzo oryginalny, świeży i lekko kwaskowy. Według Ukochanego smak guanabany najlepiej oddaje słowo "tropikalny" :)
Wnętrze zapote - owoc mdły o konsystencji rozgotowanej marchewki. Nic szczególnego, ale pewnie znajdzie swoich wielbicieli. 
Świeża papaja - pytaj sprzedawcę o owoc "na dziś" lub "na jutro"
Dzikie mango - lokalni mieszkańcy zbierają je i sprzedają barom oraz restauracjom, gdzie służą m.in. do robienia koktajli
Na orzeźwienie najlepsza jest oczywiście woda kokosowa (cena kokosa to ok. 30-50 peso), która dodatkowo działa jak napój izotoniczny. Najlepsze w smaku są kokosy młode i świeżo zerwane z palmy, które mają w środku bardzo mało miąższu. Ich woda ma przyjemny słodkawy smak, zupełnie inny niż ten, który ma woda kokosowa sprzedawana u nas w puszkach. Wypatruj więc na plażach panów z maczetami :)

A skoro już jesteśmy przy kokosach, to nie sposób nie wspomnieć o coco loco (woda kokosowa, mleczko kokosowe, rum), podawanym oczywiście w kokosie. Osobiście nie próbowałam, ale na pewno smakuje karaibsko.

Nie można na pewno opuścić Dominikany nie napiwszy się mojej ulubionej pinacolady (ananas, śmietanka kokosowa, rum i nieco cukru) z dojrzałego i słodkiego ananasa. Warto wybrać do tego lepiej wyglądający lokal lub zapytać, gdzie serwuje się dobrą pinacoladę. Dobrze przygotowana jest przepyszna.

Koniecznie musisz też spróbować mamajuany - narodowego alkoholu Dominikany, który smakuje jak sok malinowy z miodem i według lokalnych podań niezwykle pozytywnie działa na potencję ;) Mamajuanę przygotowuje się według specjalnej receptury, a jednymi z głównych składników są tajemnicze kawałki kory, liście i zioła, które moczy się w rumie z dodatkiem miodu, czerwonego wina i innych składników. Smak mamajuany może się różnić w zależności od tego, co tym dodatkowym składnikiem jest (np. owoce).  Mieszankę kory i ziół można kupić niemal w każdym większym dominikańskim sklepie i przywieźć ze sobą do Polski, żeby mamajuanę zrobić samemu.

Pinacolada - przygotowana w dobrym barze z dojrzałych ananasów jest przepyszna i już zawsze będzie Ci się kojarzyć z wakacjami pod palmami
Młody kokos prosto z drzewa - pyszny, orzeźwiający i zdrowy
W lokalnych sklepach jedzenie jest drogie, w większości importowane z USA lub Ameryki Południowej. Ciężko dostać coś lokalnego, poza kawą. Asortyment jest dość ubogi, podobnie jak ubogi jest cały kraj. Często spotkasz małe blaszane budki, gdzie ktoś sprzedaje klapki, kilka butelek napojów, parę batonów, owoców i mydło - wszystkiego po kilka sztuk.

Jeśli szukasz lepszych produktów, znajdziesz je w rzadziej spotykanych i droższych sklepach dla ekspatów. Łatwo je poznać po znajomym wyglądzie (jak nasze nieduże supermarkety).

Przydrożny sklep z owocami zapote
Sprzedaż owoców i warzyw na bazarku (mercado w Samanie)
Maniok i jukka w sklepie dla ekspatów

czwartek, 14 lipca 2016

Backpacking w Dominikanie, czyli jak za niewielkie pieniądze zwiedzić karaibski raj



Zacznijmy od tego, że Dominikana to nie jest kraj dla backpackersów. 

Naprawdę nie jest łatwo. Nie ma tam infrastruktury, hosteli, pól namiotowych, kempingów, punktów informacyjnych, a tani transport jest z pozoru trudno dostępny, podobnie jak tanie jedzenie. W dodatku wszystko jest bardzo drogie. Rajska wyspa Hispaniola, na której leży Dominikana, kojarzy się raczej z plażami, wodą i drogimi hotelami all inclusive, z których bogaci amerykańscy i niemieccy turyści wychylają się jedynie nad basen i nad wodę (podczas naszej dwutygodniowej podróży spotkaliśmy tam jedynie kilkoro podróżników z plecakami - wszyscy byli Polakami :)

Co zatem może w Dominikanie robić turysta z plecakiem? Gdzie spać? Co jeść? Jak żyć???

Otóż okazuje się, że może całkiem sporo i całkiem tanio, chociaż wymaga to trochę wysiłku i dobrej organizacji. Za 16 dni wakacji, z czego 14 dni na wyspie, a dwa w Niemczech zapłaciliśmy (po uwzględnieniu wszystkich kosztów,w tym przygotowań) w sumie 4 500 zł na osobę! I wcale nie spaliśmy w hamakach na plaży. A ta kwota mogła być niższa, gdyby odliczyć frycowe, które zawsze na początku płaci się z powodu niewiedzy.

Pojechaliśmy do Dominikany trochę last minute, kupując bilety 5 dni przed wyjazdem, nie mając prawie w ogóle czasu na przygotowanie się i poczytanie o atrakcjach. Dominikana nigdy nie byłą na liście naszych wymarzonych celów podróży, ale skoro przypadkiem znalazł się niezwykle tani lot i to w dodatku idealnie w okresie mojego urlopu, żal było nie skorzystać. :) No dobrze, przyznaję, w momencie zakupu biletów mój zaplanowany wcześniej urlop był o dwa dni za krótki, ale miałam głęboką nadzieję, że szef zrozumie siłę wyższą.

Szef zrozumiał. :) Jedynym wyzwaniem był zatem fakt, że nie mieliśmy żadnego planu na ten wyjazd.

Przez kilka wieczorów pozostałych od wyjazdu próbowaliśmy przeczesywać internet w poszukiwaniu inspiracji, ale praktycznych informacji dla podróżujących samodzielnie osób było jak na lekarstwo. Blogów podróżniczych zaledwie kilka, znikoma ilość informacji o lokalnym transporcie, życiu, noclegach, czy miejscach wartych odwiedzenia, które są dostępne za darmo lub w rozsądnej cenie. Na głębsze analizy nie było już czasu. Powszechnie dostępne oferty wycieczek po wyspie były skierowane do innej grupy docelowej - zamożnych turystów z hoteli all inclusive gotowych zapłacić $100 za 10-kilometrową wycieczkę na dziką plażę. Cóż było robić - trzeba było po prostu jechać i rozpoznać sytuację na miejscu. Kupiliśmy więc przewodnik do poczytania w samolocie, licząc na to, że może tak jak zawsze spontaniczne zwiedzanie przyniesie ciekawe przygody najwięcej frajdy.

Wyjeżdżając, nie wiedzieliśmy więc o tym kraju nic, wyobrażając sobie, że składa się z samych plaż, które choć na pewno przepiękne, są na dłuższą metę nudne. Oboje raczej nie jesteśmy wielbicielami leżenia i smażenia się, wolimy spacery, hiking, wycieczki rowerowe. Zastanawialiśmy się więc, co zrobimy ze sobą przez 2 tygodnie, gdy dookołą tylko piasek i woda.

Na szczęście nasze obawy dość szybko się rozwiały, a rajska karaibska rzeczywistość przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Chociaż nie od początku było różowo.

JAK WIĘC TANIO POJECHAĆ DO DOMINIKANY? Poniżej znajdziesz kilka porad:

Kiedy jechać?

Najlepiej w sezonie, zimą w porze suchej, czyli w terminie styczeń - kwiecień. Jest nieco drożej, ale za to prawdopodobieństwo opadów jest najmniejsze w ciągu roku. Poza tym cudownie jest oderwać się w ten sposób od polskiej zimy.

Ogólnie można jeździć do Dominikany przez cały rok, choć latem opady są znaczne Zawsze będzie ciepło, ilość opadów zależy od regionu i strefy klimatycznej.

Zachód wyspy jest suchy i pustynny (biedne Haiti), północ ma klimat tropikalny, czyli nawet w porze suchej niemal codziennie zdarza się krótka ulewa, wschód (Punta Cana) i południe mają klimat bardziej stabilny i niewielkie prawdopodobieństwo deszczu w sezonie, a w górach w środkowej części wyspy występują nieco niższe temperatury.

Czym lecieć?

Ostatnio mnogość tanich lotów do Dominikany robi wrażenie. Większość lotów odbywa się do Punta Cany lub Puerto Plata. Przoduje w tym TUI i jego loty czarterowe.  W tym roku w szczycie sezonu (luty-kwiecień) pojawiło się co najmniej kilka ofert lotów czarterowych TUI z Warszawy za 1500 zł w obie strony, z rejestrowanym bagażem. Później widziałam jeszcze kilka podobnych w okresie letnim. Śledź zatem regularnie portale i wyszukiwarki tanich lotów oraz aktualne ceny.

My polecieliśmy do Dominikany pod koniec stycznia z TUI Fly. Znakomitą ofertę znaleźliśmy przypadkiem w serwisie Fly4free i kupiliśmy bilety spontanicznie w ciągu 10 minut, sprawdzając jedynie, jakie są wymagane szczepienia. Lot kosztował jedynie 250 euro (ok. 1100 zł) i był z lotniska Kolonia/Bonn. Do Kolonii  dostaliśmy się z bezpośrednio Ryanairem z Modlina (100 zł w obie strony z bagażem podręcznym, nieco drożej 3-4 dni przed wylotem). Ponieważ lot do Kolonii był wieczorny, a lot do Punta Cany następnego dnia o 10:00, musieliśmy przenocować w mieście. Wybraliśmy do tego celu tani hotel bardzo blisko dworca kolejowego (Koeln Hauptbahnhof) i kolońskiej katedry - Europäischer Hof am Dom. Hotelik był co prawda dość głośny (hałas z ulicy) i staroświecki, ale za to czysty, ciepły i skierowany "frontem do klienta" (klucze dla przybywających nocą turystów czekają w sejfie przy wejściu). Przy okazji mogliśmy pooglądać z jego okien katedrę.

Lotnisko w Punta Canie
Po zsumowaniu kosztów biletów do Dominikany, biletów do Modlina, biletów do Kolonii (włączając koszt pociągu z lotniska) i opłaty za nocleg w Niemczech, koszt transportu w obie strony wyniósł na osobę ok. 1500 zł, czyli tyle co przelot czarterem bezpośrednio z Warszawy.

Plusy rozwiązania "niemieckiego" to lepsze warunki lotu - w cenę były wliczone posiłki w samolocie, a loty były o przyzwoitych godzinach.

Minusy - więcej zachodu z transportem i konieczność zabrania ciepłych ubrań, czego można uniknąć przemieszczając się taksówką czy samochodem z domu bezpośrednio na lotnisko w Polsce.

A tak na marginesie - loty Ryanairem do Kolonii są naprawdę bardzo tanie, a wszelkiej maści przeloty z Kolonii oraz całe wakacje z wylotem z Kolonii można kupić dużo korzystniej niż w Polsce. Warto przeglądać oferty :)

Co zobaczyć?

Poczytaj w internecie o regionach, miastach czy plażach, które warto zobaczyć. Zastanów się też, czy chcesz spędzić czas w Dominikanie intensywnie czy na odpoczynku i pod tym kątem dobierz czas i przebieg podróży.

Nam w wersji "zwiedzanie na luzie i bez pośpiechu" nie udało się oczywiście w ciągu dwóch tygodni zobaczyć całej wyspy, ale zwiedziliśmy kilka przepięknych miejsc, o których w szczegółach opowiem z kolejnych postach:

Punta Cana
Santo Domingo
Półwysep Samana: Las Terrenas, Las Galleras

Według mojej oceny na wyspie można spędzić przynajmniej miesiąc, ani przez moment się nie nudząc :) Nawet jeśli spędzasz czas bardzo aktywnie.

Co przeczytać przed wyjazdem?

Poszukaj informacji przede wszystkim na blogach podróżniczych. Przewodniki są pisane raczej pod kątem niemieckich i amerykańskich turystów all inclusive. Z naszych obserwacji i rozmów z napotkanymi osobami wynika, że najlepszy obecnie do celów packpackingu jest przewodnik Lonely Planet.

Osobiście polecam przed wyjazdem przeczytać książkę Mirosława Wlekłego "All Inclusive. Raj, w którym seks jest bogiem". Książka skupia się w dużej mierze na skandalach seksualnych związanych z katolickimi księżmi, ale świetnie opisuje też dominikańską burzliwą historię, kulturę i realia, które zastaniesz na miejscu. My przeczytaliśmy ją dopiero po powrocie. Z jednej strony dzięki temu czytało się ciekawiej, bo przekonawszy się wcześniej na własnej skórze jak wygląda życie na wyspie, traktowaliśmy książkę jako źródło odpowiedzi na wszystkie pytania, które zrodziły się w naszych głowach podczas pobytu. Opisy autora były dla nas wtedy realnymi obrazami. Z drugiej strony, przeczytanie książki wcześniej zaoszczędziłoby nam pewnie szoku kulturowego i kilku niespodzianek (chociaż pewnie i przygód, które teraz wspominamy z sentymentem i opowiadamy znajomym).

Jakie formalności załatwić przed wyjazdem?

Dominikana wymaga uiszczenia opłaty wjazdowej w wysokości $10 przy wjeździe. Można i warto załatwić tę sprawę jeszcze w Polsce przez internet. Dzięki temu unikniesz kolejek po wylądowaniu (pod warunkiem, że nie zapomnisz zabrać wydrukowanego potwierdzenia :)

Istnieje też opłata wyjazdowa ($20), ale jest uwzględniona w cenie większości lotów - upewnij się na wszelki wypadek w swoim biurze podróży lub linii lotniczej.

Ważna rzecz, o której oczywiście zawsze warto pamiętać, to ubezpieczenie turystyczne. My wykupiliśmy ubezpieczenie Travel Guard AIG. "Udało nam się" je też wypróbować w praktyce - sprawy poszły niemal gładko.

W czasie lotu wypełnia się deklarację celną (UWAGA - nie wolno wwozić jedzenia)

Co zabrać ze sobą?

Przede wszystkim dobry humor, dystans do świata, otwartość i sporo cierpliwości. 

A z rzeczy materialnych?

Możesz spakować się w plecak - bagaż podręczny, jeśli nie zabierasz zimowych ubrań. My z powodu przymusowego pobytu w zimowej Kolonii zabraliśmy jeden plecak podręczy (6 kg) i jeden większy (10 kg) jako bagaż rejestrowany.


Co zapakować do plecaka? Każdy backpackers wie.

Ale dla początkujących zrobię podstawową listę:

pieniądze
paszport
Kilka t-shirtów i shortów, lekką sukienkę, etc.
dla ochrony przed komarami długie spodnie/koszulę, np. lniane (opcjonalnie)
dla ochrony przed słońcem koszulęz długim rękawem, np. lnianą (opcjonalnie)
Krem z wysokim filtrem (na miejscu ciężko dostać i ceny są dużo wyższe niż w Polsce)
kilka sztuk bielizny
wygodne buty (sandały lub lekkie trekkingowe do kostki - moje w sumie ważą 300g),
plastikowe płaszcze przeciwdeszczowe lub kurtkę,
jedną ciepłą bluzę/sweter/kurtkę/polar - nie do chodzenia po ulicy (może czasem na wieczór), lecz do przebywania w pomieszczeniach - chłód w Dominikanie to oznaka luksusu i tubylcy BARDZO biorą to sobie do serca.
klapki pod prysznic/na plażę
lekki ręcznik z mikrofibry
ręcznik/kocyk - na plażę
latarkę  - często nie ma prądu
koniecznie nakrycie głowy
kostium kąpielowy
potwierdzenie ubezpieczenia
numery telefonów
bilety na samolot :)
sprzęt fotograficzny
telefon i ładowarkę
coś do czytania (opcjonalnie)
rozmówki hiszpańskie itp. (opcjonalnie)
przewodnik (opcjonalnie) - my zabraliśmy Kindle i na nim wszystko :)
na komary - Muggę DEET - najlepiej 50%
moskitierę
okulary/soczewki
okulary przeciwłoneczne
mały lekki hamak (opcjonalnie)
kosmetyki - pasta, szczoteczka, mokre husteczki i inne ulubione - w zależności od ograniczenia wagowego
LEKI - bardzo ważne! Szczególnie przeciwbólowe, przeciwbiegunkowe i MALARONE (ewentualnie inny lek na malarię - poproś lekarza medycyny podróży lub internistę)
mały lekki worek lub plecaczek do noszenia na co dzień - żeby nie taszczyć ze sobą dużego plecaka i nie musieć go ciągle przepakowywać (opcjonalnie)

I co kto lubi - grzałkę, herbatkę, etc.

Gdzie spać?

Kwestię poszukiwania tanich noclegów, z uwagi na sporą ilość informacji, którymi chciałabym się podzielić, opisuję w osobnym poście "Gdzie tanio przenocować w Dominikanie?"

Jak się poruszać?

To złożony i ważny temat, więc poświęcę mu osobny wpis pod tytułem "Czym jeździć po Dominikanie?"

Co jeść?

Dowiesz się tego z posta "Jedzenie w Dominikanie".

Czym płacić?

Gotówką. W większych miejscowościach są banki, w których można wypłacić gotówkę z bankomatu.

Waluta? Dolary amerykańskie lub dominikańskie peso. Dobrze zabrać ze sobą $ i kupić trochę peso na początek w Polsce. Później możesz dolary wymienić w banku na miejscu. UWAGA! Nie wymieniaj dolarów na peso na dominikańskim lotnisku. Kursy są naprawdę złodziejskie.

Dominikańczycy kochają $ i będą próbowali Cię skłonić do płacenia w tej walucie. Sprawdź więc dokładnie kurs USD/Peso, żeby móc szybko przeliczyć, co się bardziej opłaci. Z naszych doświadczeń wynika, że za hotele korzystniej było płacić w USD, a za całą resztę w peso.

W jakim języku się porozumiewać?

Po hiszpańsku. Dominikańczycy mówią po angielsku sporadycznie - w lepszych dzielnicach dużych miast lub w hotelach all inclusive). Naucz się przynajmniej podstaw hiszpańskiego. Dobre do tych celów są kursy Beaty Pawlikowskiej "Blondynka na językach - hiszpański latynoski "

Bez tego też przeżyjesz, ale będzie Ci o wiele, wiele trudniej. Dobrze przynajmniej nauczyć się liczb, żeby rozumieć, ile tubylcy płacą w sklepach - ceny dla turystów są oczywiście dużo wyższe i czasami trzeba się targować mając dobre argumenty.

Dominikańczycy mają specyficzny akcent (np. nie wymawiają "s"), więc nawet jeśli znasz hiszpański, będziesz musiał/a się przyzwyczaić do "Un, do, tre".  :)

Jak się odnaleźć w lokalnej kulturze?

To też materiał na osobny post. Dość powiedzieć, że przeżyliśmy solidny szok kulturowy. :) 

Na co uważać? 

Głównie na ludzi, czyli złodziei i naciągaczy wszelkich profesji, w tym policjantów (po więcej szczegółów w tym zakresie zapraszam do postu "Bezpieczeństwo w Dominikanie - fakty i mity")

Niebezpiecznych zwierząt jest w Dominikanie niewiele. Większość z nich nie stanowi też śmiertelnego zagrożenia, chociaż spotkania z nimi najlepiej uniknąć.

Podstawowym niebezpieczeństwem jest komar. Przenosi wiele chorób, w szczególności malarię, dengę i wirusa Zika. Dlatego chroń się przed ugryzieniami i miej ze sobą leki przeciw malarii! Nie trzeba jednak panikować i przy zachowaniu ostrożności można spokojnie cieszyć się wakacjami. Jeśli w jakimś regionie występuje malaria lub denga, władze od razu ostrzegają o tym w publicznych środkach przekazu. Nikt przecież nie chce, żeby turyści pouciekali z powodu epidemii.

Warto uważać na skorpiony, tarantule, skolopendry (straszne potwory!) czy żeglarza portugalskiego w morzu lub oceanie.

Jeśli chodzi o rośliny, to jak zawsze i wszędzie obchodź się z nimi ostrożnie.

Wodę pij tylko z butelki (zęby myliśmy w kranówce, było czuć chlor), jedz tylko warzywa i owoce, które się obiera. Jeśli masz wrażliwy żołądek, kupuj jedzenie wyłącznie gotowane, pieczone lub smażone. Zrezygnuj z surówek nawet w dobrze wyglądających restauracjach. Nie pij nic z lodem.

Nie kąp się w stojących słodkowodnych zbiornikach (ameba).

Na co się zaszczepić? 

Nie ma szczepień obowiązkowych. Ale na pewno warto być zaszczepionym przynajmniej na tężec oraz żółtaczkę typu A i B.

Co w razie kłopotów ze zdrowiem?

Jak zawsze w tropikach: każdy przypadek gorączki oznacza, że trzeba jak najszybciej dostać się do szpitala, a przynajmniej lekarza.

Miej ze sobą lek na malarię. Lekarze zalecają branie go profilaktycznie (choć nigdy w 100% nie uchroni przed chorobą). Część ludzi nie stosuje się do tego zalecenia i wozi go ze sobą, ze względu na ogromne obciążenie organizmu. Decyzja jest sprawą indywidualną. My zdecydowaliśmy się brać leki, co okupiliśmy znacznym osłabieniem, sennością, spadkiem odporności chorobami po powrocie, ale za to byliśmy o wiele spokojniejsi.

Lekiem, który obecnie ma najmniej skutków ubocznych i działa na rodzaj malarii występujący w Dominikanie jest Malarone. Niestety jest też najdroższy (ok. 200 zł za opakowanie na 10 dni - przy większych staraniach można kupić za 170 zł).

W każdym przypadku kłopotów ze zdrowiem dzwoń do ubezpieczyciela. W naszym przypadku ubezpieczycielowi trzeba było co prawda pomóc znaleźć lekarza (pracownicy infolinii szukali informacji na temat medycyny w kraju trzeciego świata w internecie, w którym oczywiście nic na ten temat nie znaleźli), ale za to otrzymaliśmy pomoc sprawnie i bezgotówkowo.

Dlaczego warto wybrać się w podróż na backpackersa a nie na wakacje All Inclusive?

Ponieważ tylko wtedy poczujesz choć trochę, jak wygląda prawdziwe życie na wyspie, zobaczysz miejsca spoza głównych stron przewodników i przeżyjesz przygody, o których będziesz długo pamiętał i opowiadał znajomym.

Odpoczniesz pod tym samym słońcem, za to w piękniejszych i m miejscach. A niej obleganych przez turystów do tego wydasz znacznie mniej. :)

sobota, 11 czerwca 2016

O czym pamiętać podróżując po USA i co nas może zdziwić, czyli porad ciąg dalszy

Na koniec mojej długiej opowieści o podróży na Zachód USA podzielę się kilkoma wskazówkami, które pomogły nam w trakcie podróży i, mam nadzieję, przydadzą się także Tobie. 

Jeśli interesuje Cię poradnik dotyczący samego przygotowania do podróży, zapraszam do przeczytania tego postu: Jak przygotować podróż do USA

PAKOWANIE
  1. Pamiętaj, że przy objazdówce niemal codziennie będziesz się rozpakowywać i pakować. Nie zabieraj więc zbyt dużej ilości rzeczy. 
TRANSPORT SAMOCHODOWY


  1. Przestrzegaj przepisów drogowych. 
  2. Jadąc samochodem, używaj tempomatu - po co męczyć prawą nogę :)
  3. Jeśli wcześniej nie jeździłeś/aś samochodem z automatyczną skrzynią biegów, potrenuj pół godziny na mniejszej uliczce, żeby nie zabić współpasażerów nagłym hamowaniem :)
  4. Pamiętaj o wyzerowaniu licznika mil na początku podróży
  5. Przy tankowaniu paliwa i próbie zapłaty polską kartą kredytową/debetową automat pyta o ZIP Code. Próba zapłaty i podania ZIP Codu skończy się blokadą karty. Dlatego trzeba się orientować, jaką mamy pojemność baku i zamawiać z góry określoną ilość paliwa płacąc w kasie. Dopiero potem tankujemy - automat albo sam odetnie nam dopływ paliwa po "dobiciu" do opłaconej ilości, albo odłączy nas wcześniej z powodu pełnego baku - wtedy wracamy do kasy i dostajemy zwrot różnicy. UWAGA! Ten punkt może być już nieaktualny, ponieważ w 2015 roku w USA wprowadzano zmiany w systemie kart kredytowych i debetowych. Nie orientuję się jednak, jak sytuacja wygląda po reformie :)

WYŻYWIENIE
  1. Staraj się ograniczać dania typu fast food i śniadania w postaci naleśników z syropem klonowym oraz płatków, które są serwowane w hotelach. A już na pewno odstaw słodzone napoje.  Nie chcesz przecież przytyć 5 kg w ciągu miesiąca. 
  2. My mieliśmy założenie, że przynajmniej jeden duży posiłek jemy w normalnej restauracji i staramy się, by był w miarę przyzwoity. 
  3. Śniadania i kolacje, w celu ograniczenia kosztów, kupowaliśmy w Walmarcie w postaci gotowych dań do mikrofalówki. Nie jest to może najzdrowsza forma odżywiania, ale za to tania (1-3$) i wygodna, ponieważ nie trzeba poszukiwać jedzenia w okolicy. Warto czytać skład i wybierać to, co ma najmniej chemii i cukru. Jeśli będziesz kupować gotowanego kurczaka w puszce (często z warzywami i przyprawami), ugotowany ryż do mikrofalówki i jakieś warzywa, twój żołądek powinien to nieźle znieść przez kilka tygodni. Uważam, że o wiele lepiej i pożywniej jest zjeść kurczaka z ryżem, fasolą i konserwantami, niż słodycze i pancake'i. 
  4. Jeśli nie przeszkadza Ci wyższa cena, możesz w sklepie sportowym (np. REI) lub podróżniczym kupić jedzenie liofilizowane. Jest bardzo zdrowe i pożywne. Najsmaczniejsza i wypróbowana przeze mnie jest polska marka Lyofood, ale niestety do Stanów nie można wwozić tego typu żywności. Tak więc musisz się zdać się na to, co zastaniesz w sklepie. 
  5. Zawsze woź ze sobą zapas jedzenia, nie tylko na śniadanie i kolację, ale na 2-3 dni - na wypadek gdybyś na przykład utknął gdzieś na pustyni. Dobre są do tego wyżej wspomniane dania liofilizowane 
  6. Jak transportować jedzenie? My kupiliśmy płaskie plastikowe pudło z wieczkiem, do którego upychaliśmy wszystkie nasze puszki i torebki. Zmieściło się jak szyte na miarę w pionie obok naszych dwóch walizek
  7. Do dań z mikrofalówki kup sobie papierowe talerze. Będzie Ci łatwo podgrzewać jedzenie. 
  8. Zaopatrz się w jakieś "energy drinki". Przydają się w sytuacjach kryzysowych po wielu godzinach jazdy. 
Makaron z dodatkami - trochę przypomina jedzenie samolotowe, nie da się go zjeść zbyt dużo i skład wygląda nie do końca zdrowo ;), ale jest całkiem smaczny 

Kurczak z ryżem i pomidorami - całkiem przyzwoity
Od biedy zawsze możesz zjeść ziemniaki ;)

WODA
  1. ZAWSZE woź ze sobą co najmniej zgrzewkę butelkowanej wody. Chroń ją przed słońcem i wysoką temperaturą. 
  2. Możesz pomyśleć o zakupie turystycznej lodówki i późniejszej odsprzedaży.

ZAKUPY
  1. Wszystkie ceny są podane bez podatku, więc zawsze zapłacisz więcej niż wskazują na to ceny na etykietach
ELEKTRONIKA
  1. Pamiętaj o zabraniu przejściówek do amerykańskich gniazdek (lub jednej przejściówki i rozgałęźnika)
  2. Sprawdź, czy urządzenia elektryczne, które zabierasz (np. suszarka do włosów, grzałka) na pewno działa na napięciu 110 V (ładowarki do telefonów i laptopów raczej zawsze działają, chodzi raczej o prostsze urządzenia)
  3. Zainwestuj w ładowarkę samochodową i power bank do swojej elektroniki, czyli smartfonów, aparatów fotograficznych czy tabletów :)

PIENIĄDZE
  1. Zawsze miej przy sobie gotówkę na 3 dni i drugą kartę kredytową/debetową na wypadek, gdyby coś złego działo się z kartą (blokada. zgubienie, etc.)
  2. Zbieraj dwudziestopięciocetówki (quartery). Wiem, że są diabelnie ciężkie, ale będziesz potrzebować ich do wszystkiego - w szczególności prania, suszenia i mycia samochodu. Najlepiej od razu kup cały rulon w jakimś banku albo np. kasynie w Vegas 
Najważniejsza moneta w USA :)
Źródło obrazka - Wikipedia



PORANNE WSTAWANIE
  1. Najlepiej wstawać wcześnie rano i nie jeździć po zmroku. Sama podróż samochodzem jest ogromną przyjemnością i dużo się traci, jadąc po ciemku. Jeśli nawet jesteś śpiochem, warto się poświęcić :)



Szerokiej drogi!