środa, 2 listopada 2016

Szok kulturowy

Szok kulturowy to najlepsze określenie naszego stanu ducha przez pierwszy tydzień pobytu na wyspie. Targały nami sprzeczne emocje. Z jednej strony zachwyt nad wspaniałymi widokami, słońcem, lazurowym morzem i dziką karaibską przyrodą, z drugiej - stres, rozczarowanie i pogłębiająca się z każdym dniem niechęć do kontaktów z Dominikańczykami. Trudności wynikały przede wszystkim z naszej niewiedzy, braku czasu na lekturę i przygotowania przedwyjazdowe oraz związanego z tym zaskoczenia odmiennością kulturową lokalnych mieszkańców. Nie znając kontekstu historycznego i ekonomicznego trudno było nam zrozumieć pewne lokalne zachowania i zjawiska. Dopiero w drugim tygodniu zaczęliśmy się już powoli orientować co i jak działa, na luzie cieszyć się wakacjami oraz o wiele lepiej dogadywać z lokalną ludnością. Rzeczy, które nas na początku mocno irytowały, zaczęliśmy rozumieć, traktować jak coś normalnego i nauczyliśmy się z nimi po prostu żyć :) Ale po kolei. 

Aby oszczędzić Ci szoku kulturowego na początku wakacji, a przynajmniej trochę go zmniejszyć, opiszę te elementy kultury Dominikańczyków, które nas zaskoczyły, zdziwiły lub zirytowały. Będzie to opowieść o spostrzeżeniach z perspektywy turysty z plecakiem, który cały czas spędza wśród lokalnej społeczności. Nie odczujesz zapewne wielu tych kwestii spędzając czas w resorcie all inclusive w Punta Canie, ale kto wie - zawsze lepiej być przygotowanym. 

Bardzo polecam też lekturę książki Mirosława Wlekłego "All Inclusive. Raj, w którym seks jest Bogiem", która moim zdaniem znakomicie wprowadza w kulturę historię Republiki Dominikany oraz trafnie charakteryzuje mieszkańców tego rajskiego kraju. Obowiązkowa lektura przed wyjazdem. :)

A więc przejdźmy do tematu.

Dwa światy

Republika Dominikany to kraj dwóch światów. Jeden z nich to bogate, położone nad brzegiem oceanu hotele all inclusive, pełne turystów i odgrodzone od świata kolczastym drutem. Większość z nich należy do obywateli innych krajów czy międzynarodowych sieci hotelowych, i nie jest bynajmniej przejawem przedsiębiorczości Dominikańczyków. Ogromna część bogactwa płynącego z turystyki znajduje się więc w rękach zagranicznych korporacji lub ekspatów, których w Dominikanie jest sporo (głównie przybysze z Ameryki Południowej, Hiszpanie, Anglicy, Niemcy, Włosi) oraz nielicznej dobrze sytuowanej warstwy dominikańskiego społeczeństwa. Dla nich i dla tysięcy zagranicznych zamożnych turystów dostępne są sklepy z importowaną żywnością, przychodnie zdrowia, klimatyzowane autobusy i inne luksusy. 

Drugi świat to świat biedny. Świat małych domków, blaszanych sklepików, guagua i ulicznych comedorów, pełen samotnych i nieletnich matek, macho na brzęczących ciągle motocyklach i głośnych dyskotek z bachatą i merengue. Świat problemów społecznych, religijnych zabobonów i strażników z karabinami przy każdym większym sklepie. Świat, który bywa czasem niebezpieczny dla przyjezdnych, jeśli się nie wie, jak się w nim poruszać. 

Aby zobaczyć ten drugi świat wystarczy oddalić się nieco od hotelu przy plaży. To tam bije prawdziwe serce Dominikany, czasami mocno kontrastując z naszymi wyobrażeniami o rajskich plażach z folderów.

Wille przy plaży Bonita

Przeciętny budynek w dominikańskiej miejscowości  - tu chyba coś w rodzaju baru ze stołem bilardowym

Trudna historia

Dominikańczycy to naród doświadczony przez trudną historię i lata rządów dyktatora Trujilla. Reżim odbił się w świadomości społeczeństwa i zapewne wpłynął na kulturę i stosunek do życia mieszkańców. Pewne głęboko zakorzenione zachowania społeczne mogą więc wynikać z czasów dyktatury, na przykład dyskryminacja rasowa i "wybielanie" się.

Kolor skóry

Zapamiętaj! Wszyscy Dominikańczycy są biali. Nie nawiązuj więc w żaden sposób do ciemnego koloru ich skóry, na przykład opisując kogoś. Dominikańczyk w najlepszym razie śmiertelnie się na Ciebie obrazi. 

W świadomości Dominikańczyków wszyscy oni są rasy białej, a w najgorszym razie mulatami. Ciemny kolor skóry jest utożsamiany z gorszą pozycją w społeczeństwie. Czarni są więc jedynie Haitańczycy, którzy przeważnie nielegalnie imigrują z Haiti i często traktowani są przez Dominikańczyków jako osoby gorsze. 

W rzeczywistości większość Dominikańczyków to mulaci, czasem też osoby o bardzo ciemnej karnacji. Osoby o jasnej skórze to zazwyczaj imigranci z Ameryki Południowej czy Hiszpanii. Na wszelki wypadek lepiej jednak nie rozmawiać z nikim o kwestiach koloru skóry.

Haitańczycy często dorabiają np. pucując buty
Pozycja kobiet w społeczeństwie

W Dominikanie zobaczysz sporo młodych dziewczyn z małymi dziećmi na rękach. Posiadanie dzieci przez nastolatki jest tam rzeczą bardzo powszechną. Co więcej, większość kobiet wychowuje dzieci samotnie i co gorsza nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. Wynika to z szeroko rozpowszechnionej kultury "macho". Mężczyźni dominują, zdobywają kobiety, zapładniają je, a później zostawiają i nie interesują się ani dziećmi ani tym bardziej byłymi partnerkami. O jakimkolwiek finansowaniu nawet nie wspominając. Jest to podobno zjawisko tak powszechne, że kobiety przyzwyczaiły się do takiego stanu rzeczy i uważają go za naturalny. Tak więc kobieta w Dominikanie jest niestety w wielu przypadkach jedynie obiektem seksualnym i musi radzić sobie w życiu sama.

Seksturystyka

Powszechnym zjawiskiem jest też w Dominikanie seksturystyka. Często będziesz spotykać młode Dominikanki ze starszymi Panami o jasnej skórze - przeważnie turystami z Europy i USA. Bieda i łatwość tego sposobu zarabiania powoduje, że skala zjawiska jest bardzo duża. Nie mam dokładnych danych, ale czytałam gdzieś, że Dominikana jest pod tym względem w światowej czołówce. Smutny to fakt, ale niestety prawdziwy. 

Religia 

Większość Dominikańczyków to chrześcijanie, choć podobno nie przeszkadza im to jednocześnie kultywować np. voodoo. Niestety ostatnio kościół w Dominikanie kojarzy się niezbyt miło z powodu seks-skandali z udziałem katolickich księży, w tym polskich. 

Polecam w każdym razie przejść się na jakąś mszę, choćby z ciekawości. Nie wiem, czy wszędzie zwyczaje są takie same, ale msza, na którą my trafiliśmy w jednym z kościołów w Santo Domingo była niezwykle kolorowa, roztańczona (tak!) i radosna. Uczestnicy mszy dygali razem z księdzem i zakonnicami w rytm muzyki i bardzo przyjaźnie odnosili się do "obcych". To chyba taka typowa latynoska odmiana katolicyzmu, która bardzo mi się podoba.

Podejście do turystów

Zapamiętaj:

Dla przeciętnego Dominikańczyka* żyjącego z turystyki każdy turysta to dojna krowa, która wygląda jak wielki banknot studolarowy. Nieważne z jakiego kraju jesteś i jaki jest twój status materialny. Nieważne, że podróżujesz z brudnym plecakiem, z małym budżetem i kupiłeś bilet na Karaiby za 250 euro. Dla niego, jeśli tylko jesteś biały, jesteś zawsze bogatym turystą z Ameryki, który powinien sypać dolarami. A ponieważ koloru skóry szybko nie zmienisz, musisz uzbroić się w tupet i sporo cierpliwości. 

Próby oskubania nas na każdym kroku przez różnej maści cwaniaków i naciągaczy były dla nas na początku niezwykle irytujące. Opierały się prawie zawsze na wyssanych z palca argumentach, kłamstwach i oszustwach, co jeszcze bardziej nas złościło i męczyło. Bo o ile mogliśmy zrozumieć fakt, że jako biedny naród, Dominikańczycy chcieli jak najwięcej zarobić za swoje usługi, to nie byliśmy w stanie pojąć tego, że ceny których żądali były czasami naprawdę kosmiczne. Oszukiwany na każdym kroku człowiek zaczyna mieć naprawdę dość i na pewno nie ma ochoty drugi raz skorzystać z usług takich osób. Naciągacze myślą chyba tak: "Głupi turysta więcej przecież nie przyjedzie, więc nie jest ważne to, że gdy już zapłaci, zorientuje się, że robię go w konia i drugi raz nic ode mnie nie kupi. Przyjedzie następny naiwny i bogaty turysta z Ameryki". W skrócie - liczy się tu i teraz, a nad perspektywami na przyszłość nikt się nie zastanawia.

Oczywiście mam świadomość, że w wielu innych krajach turysta jest postrzegany jako skarbonka i płaci za wszystko znacznie więcej niż miejscowa ludność. Czasami jednak jest o tym oficjalnie informowany przez władze czy cenniki biletów. W Dominikanie spisanych cenników nie znajdziesz niemal nigdzie, więc choćby z tego powodu warto się bardziej pilnować.

Przekażę Ci kilka ważnych rad na początek:

1. Nie wierz nikomu, kto podchodzi do Ciebie na ulicy i chce ci coś sprzedać, gdzieś podwieźć, pokazać drogę, hotel lub przystanek autobusowy. Na 99% kłamie i chce $. Jeśli potrzebujesz informacji, znajdź jakąś miło wyglądającą panią w sklepie i zapytaj a następnie zrób  to samo jeszcze u 10 innych osób. Jest duża szansa, że najczęściej padająca odpowiedź jest prawdziwa. Najlepiej, jeśli masz taką możliwość, udaj się z pytaniem do jakiegoś lokalnego ekspata (na przykład właściciela hotelu czy restauracji), pani z okienka na dworcu lub osoby, która wygląda na zamożniejszą i lepiej wykształconą. Nie masz też raczej większych powodów do obaw, jeśli napotkani ludzie wyglądają na bardziej zamożnych i lepiej wykształconych.

2. Nie wierz policji - jest skorumpowana i współpracuje ze wszystkimi innymi osobami, które próbują cię oszukać i udowodnić swoją wiarygodność przyprowadzając policjanta. 

3. Jeśli cena, której ktoś od Ciebie żąda, wydaje Ci się wygórowana, to prawdopodobnie taka jest. Targuj się więc bez wyrzutów sumienia. Naucz się liczyć po hiszpańsku, żeby rozumieć, ile płacą inni klienci. Po kilku dniach zorientujesz się, ile co kosztuje i będzie Ci o wiele łatwiej.  

4. Jeśli zapłacisz jednej osobie (np. taksówkarzowi), wiedz, że to interes "rodzinny". Osoba ta będzie próbowała skłonić Cię do zakupienia dodatkowo czegoś u znajomych, kuzynów, sąsiadów i innych pomagierów, których usługi oczywiście będą całkowicie niezbędne. Nie ma w tym nic złego. Pewnie w normalnych warunkach z radością (mimo ograniczonego budżetu) zatrudniłbyś nawet kilka osób, żeby wesprzeć finansowo lokalną społeczność zamiast zagranicznych hoteli. Nie zrobisz jednak tego, gdy poczujesz się osaczony i oszukany już przez pierwszą osobę w "łańcuszku", a tak się często dzieje.

Poniżej kilka przykładów kłamstw lokalnych "biznesmenów", na które często można się naciąć:

1. Tu jest bardo niebezpiecznie, zostaniesz napadnięty, okradziony itd., nie możesz iść pieszo  i musisz jechać ze mną motocyklem/taksówką (czasem to rzeczywiście prawda, choć w wielu przypadkach mocno naciągana) - w tych konkretnych sytuacjach, ze względów bezpieczeństwa, radzę chyba jednak łyknąć kłamstwo, zapłacić frycowe i nie ryzykować, chyba że już zdążyłeś poznać okolicę albo masz sprawdzoną informację od znajomych. Zawsze jak się zameldujesz w hotelu zapytaj o bezpieczeństwo w okolicy i na trasie twoich wycieczek.
2. Tuż za granicą plaży hotelowej rozciąga się dziki i niebezpieczny świat, więc wychodzisz na własne ryzyko (tuż za granicą zatłoczonej plaży hotelowej jest piękna i całkiem pusta dzika plaża z olśniewającym lasem palmowym)
3. Zgubisz się w górach i zginiesz marnie, bo nie ma w nich wyznaczonego szlaku, a tylko dzika dżungla, którą zna jedynie Twój samozwańczy przewodnik (szlak jest szeroki i wybrukowany jak przedwojenna Marszałkowska - można iść z zamkniętymi oczami)
4. Musisz wynająć konia i przewodnika, bo na szlaku błoto sięga po kolana (patrz punkt 2)
5. Przystanek autobusowy jest bardzo daleko i musisz jechać motoconcho za 5$ (przystanek jest 100 m dalej tuż za rogiem)
6. Za świeży kokos musisz zapłacić 5$ (kosztuje ok. 30-50 peso)
7. Mamy ciepłą wodę (nie mamy)
8. Za kilometr jazdy motoconcho do hotelu bierzemy 200 peso za osobę (30 peso)
9. Jest tylko jedno guagua tego dnia w interesującym Cię kierunku (to ja będę po południu wracał tym guagua i nie dam moim znajomym z innych guagua zarobić)

I tak niestety trzeba znosić upartych "przedsiębiorczych" naganiaczy, pojawiających się na każdym kroku i oferujących mnóstwo usług, których w ogóle nie potrzebujesz. Potrafią dopiec tak, że porzucasz swoje pierwotne zamiary wspierania lokalnej gospodarki swoimi zakupami i zaczynasz się przed nimi bronić jak lew. Bo ile godzin dziennie można negocjować i się wykłócać? I to na wymarzonych wakacjach, gdzie człowiek bądź co bądź chce odpocząć i się zrelaksować. A musisz wiedzieć, że te dyskusje i negocjacje są długie i wyczerpujące. Jeśli więc nie chcesz wydać na podróż 3 razy więcej niż zaplanowałeś, musisz więc mocno ćwiczyć asertywność. W przeciwnym wypadku taniej wyjdzie Ci wyprawa na Florydę :)

Zdjęcie z papugą za jedyne kilka $
Ale nie martw się - już po kilku dniach zaczniesz się na to wszystko uodparniać i cieszyć się wakacjami bez stresu (nam zajęło to około tygodnia :). Okaże się też, że nie wszyscy dookoła są nieuczciwi. Po prostu naciągacze są najbardziej widoczni, gdyż zaczepiają turystów na ulicy. Poznasz trochę lokalne ceny i nauczysz się rozpoznawać po wyglądzie i zachowaniu ludzi, kto traktuje cię fair a kto nie. Dowiesz się, gdzie bezpiecznie zapuszczać się samemu, a gdzie i za ile $ trzeba dojechać motoconcho. Do tego poczujesz się pewniej i staniesz się mistrzem negocjacji. Wtedy żaden oszust nie będzie Ci straszny :)

Kiedy po kilku dniach nieco przyzwyczailiśmy się do lokalnych warunków, świat wyglądał dużo barwniej. Życie zmusiło nas do intensywnej nauki hiszpańskiego, co zaowocowało lepszą komunikacją. Zauważyliśmy też pewną prawidłowość - im mniejsza miejscowość, tym ludzie byli bardziej przyjaźni. Po 3 - 4 dniach zaczynali nas rozpoznawać po twarzy i mówić "dzień dobry". I z każdym dniem potencjalnych naciągaczy było coraz mniej. :)

Zdarzały się nam też bardzo miłe sytuacje, jak na przykład pani z guagua, która pomogła nam znaleźć przystanek, na którym chcieliśmy wysiąść i poinformowała o tym kierowcę, czy pani sprzątająca w hotelu, która za niedużą opłatą wyprała nam ubrania i przyniosła do pokoju.

Doświadczenia z podróży i lektura na temat dominikańskiej kultury doprowadziły nas też do wniosku, że być może wspomniane wyżej negatywne zachowania nie są do końca winą samych Dominikańczyków. Po pierwsze społeczeństwo jest przyzwyczajone do zamożnych gości z bogatych krajów, którzy faktycznie rzucają dolarami niemal na ulicę i zupełnie inaczej niż my odczuwają wartość pieniądza. Miejscowi oczekują więc, że każdy turysta, jako bogaty przybysz, będzie zachowywał się podobnie. Po drugie, wiele lat pod rządami dyktatora wpłynęło pewnie w jakiś sposób na mentalność Dominikańczyków (trochę tak jak czasy PRL na Polaków). Nie usprawiedliwia to oczywiście cwaniakowania i oszukiwania. Może jednak trochę wyjaśniać przyczyny tego typu zachowań. Zapewne zmiany mentalności Dominikańczyków (podobnie jak Polaków) będą wymagać wymiany pokoleniowej. Cała nadzieja w młodych wykształconych Dominikańczykach oraz dzieciach w niebieskich szkolnych mundurkach, które zobaczysz biegające w okolicach szkół.

Tak więc pamiętaj - po pierwszym szoku kulturowym będzie już tylko lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz