poniedziałek, 4 sierpnia 2014

San Diego, czyli powiew Meksyku

Do San Diego wyruszyliśmy w niedzielę, piękną i malowniczą drogą wzdłuż oceanu. Miasto leży przy granicy z Meksykiem, dlatego też wielu turystów przekracza granicę i udaje się do Tijuany – meksykańskiego odpowiednika miasta Świętego Dydaka ( to podobno polski odpowiednik imienia Diego). Nam niestety nie wystarczyło na to czasu, ale i tak wspominam San Diego z wielkim sentymentem. Pojechaliśmy trochę nieprzygotowani, planując zwiedzanie spontaniczne. Sprawdziliśmy na Tripadvisor, jakie są najpopularniejsze atrakcje miasta  i wybraliśmy te, które wydały nam się ciekawe i które byliśmy w stanie objechać w ciągu 1,5 dnia, jaki mieliśmy do dyspozycji.

Postanowiliśmy ominąć popularne Sea World* i Zoo, ponieważ w każdym z tych miejsc najlepiej spędzić cały dzień. Udaliśmy się na początek do Starego Miasta. Czułam się tam trochę, jak przeniesiona nagle do filmu o Zorro. Piękno tego miejsca jest naprawdę urzekające. Stare Miasto to historyczne budynki, wszystkie w stylu meksykańskim lub w klimacie dzikiego zachodu, pomalowane na biało, odbijające się od otaczającej zieleni, ogromnych kaktusów  i połaci pomarańczowego  piasku, które pozostawione w niektórych miejscach mają zapewne przywodzić na myśl pustynię.  W budynkach, zupełnie nie psując klimatu i nie wyróżniając się z otoczenia, znajdują się sklepy z pamiątkami, restauracje oraz muzea. Można tam kupić poncho, białe falbaniaste bluzki i długie kolorowe spódnice (żeby wyglądać jak Catherine Zeta Jones w Masce Zorro), kolorową biżuterię, przyprawy, wyroby garncarskie, albo magnesiki z meksykańskimi Mariachi.


Restauracja

Wycieczka po Old Town San Diego

"Gospodarz" sklepu :)
W innych budynkach zapoznać się można  z historią i kulturą tego pięknego miejsca. W starej szkole pani ubrana w stój z epoki oprowadza wycieczkę dzieci. Można wejść do odrestaurowanego domu. muzeum powozów albo biura szeryfa. Można też zjeść przy dźwiękach latynoskiej muzyki dobywającej się z głośników w kąciku restauracyjnym.

Wnętrze domu - muzeum
Studnia za domem (by Ukochany)

U Szeryfa

Spodobała nam się idea skomercjalizowania historycznych budynków. Było to zrobione w sposób bardzo skoordynowany, wszystko zorganizowano w stylu pasującym do budownictwa i nic bardzo współczesnego nie rzucało się w oczy. Wręcz przeciwnie – restauracje czy sklepy tchnęły życie w martwe budynki, które inaczej byłyby pewnie smutnym muzeum. I dodatkowo zapewniają środki na utrzymanie historycznego Old Town.

Samo stare miasto jest dość małe, więc wystarczy na nie przeznaczyć 2 godziny, chyba że planuje się obiad J W okolicy starego miasta znajduje się mnóstwo sklepów i restauracji, wszystkie utrzymane w stylu z epoki.

W San Diego można też znaleźć wiele pięknych miejsc dla wielbicieli zieleni, surfingu i oceanicznej dzikiej natury, jak również punktów widokowych na Ocean. Wybraliśmy na pierwszy ogień okolice La Jolla (czyt. la hoja). Ze Starego Miasta pojechaliśmy na Mount Soledad, czy na wzgórze z pięknym widokiem na miasto i ocean. 

Mount Soledad

Panorama z Mount Soledad (by Ukochany)

Zachęceni opisami La Jolla shores udaliśmy się potem na plażę. Nie zrobiła ona na nas piorunującego wrażenia, nie różniła się od wszystkich innych miejskich plaż, a pogoda nas nie rozpieszczała. Było dość zimno, mgliście i wietrznie, nawet jak na marzec, a słońce uparcie nie chciało wyjść za grubej warstwy chmur. Mieliśmy jeszcze w planach Point Loma, ale zrezygnowaliśmy ze zwiedzania miejsc nad oceanem z uwagi na pogodę i chęć zobaczenia czegoś innego niż plaża i ocean w mieście (po trzech dniach już nasyciliśmy oczy tym widokiem). Na pewno moje wrażenia byłyby inne w upalne letnie przedpołudnie :)

Na szczęście po południu niebo się rozjaśniło i wróciła piękna pogoda. Chcieliśmy jeszcze pojechać do Botanical Building (kochamy ogrody botaniczne i odwiedzamy je wszędzie, gdzie się da). Wiedzieliśmy jedynie, że znajduje się on w pobliżu Zoo i spodziewaliśmy się małej palmiarni. I tak, zupełnie przypadkiem, trafiliśmy do Balboa Park, wspaniałego miejsca, pełnego zieleni i spokoju. Spodobało się nam tam tak bardzo, że spędziliśmy tam kilka godzin.  Balboa Park to piękny i bardzo zielony kompleks złożony z kilkunastu muzeów i kilkunastu wspaniałych ogrodów.

Budynki muzeów są zbudowane w bogatym w ozdoby stylu Spanish Renaissance (nigdy nie słyszałam polskiego odpowiednika) i wyglądają przepięknie – przynajmniej z zewnątrz . Nie weszliśmy do żadnego z nich, gdyż jako wielbiciele słońca i natury wybraliśmy się po wycieczkę po ogrodach.  I tu ostrzeżenie - pracuj nad kondycją – można się trochę nachodzić J.  

Architektura Balboa Park

Mamy w Balboa Park piękny ogród różany – chlubę parku i ogród kaktusowy położony na brzegu skarpy, która schodzi na dół do drogi. Mamy Zoro Garden, gdzie tuż obok mnie przyleciał do kwiatka koliber, którego niestety wystraszyłam próbując nerwowo uruchomić aparat.  Są tam wspaniałe sadzawki, długie malownicze alejki i nawet mini-wąwóz z roślinnością tak ogromną i dziką, że skojarzył mi się z parkiem jurajskim J Spacery były wspaniałe i zajęły nam tyle czasu, że nie zdążyliśmy dotrzeć do Botanical Garden, nieświadomi, że jest otwarty tylko do 16 (przyszliśmy o 16:05). Mała to jednak strata biorąc pod uwagę mnogość pięknych zakątków, które udało nam się zobaczyć. 
Rose Garden w Balboa Park
Alcazar Garden w Balboa Park (by Ukochany)
Desert Garden w Balboa Park
Balboa Park
Balboa Park
Dla zainteresowanych na stronie Balboa Park znajduje się mapka z atrakcjami, gdzie można od razu włączyć Street View J (http://www.balboapark.org/maps?tid=14). W punkcie informacji dla turystów można dostać mapkę parku ze wszystkimi atrakcjami i z krótkim opisem jego historii. W kompleksie znajduje się również jedna z najpopularniejszych atrakcji San Diego – zoo, które słynie ze swojego safari. Jedzie się na wozie po terenie, gdzie zwierzęta poruszają się na wolnej przestrzeni, można karmić żyrafy i poczuć namiastkę Afryki.  Jest to jednak dość droga rozrywka.

Kilkugodzinna wycieczka po ogrodach okazała się tak męcząca, że na tym zakończyliśmy zwiedzanie :)

Gdzie nocować

To jak zwykle kwestia gustu i osobistych wymagań J My mieszkaliśmy w rejonie zwanym Hotel Circle. Stoi tam hotel obok hotelu, wszystkie położone blisko ruchliwej trasy, co sprawia, że jest w nich nieco głośno. Zdecydowaliśmy się na Travelodge Mission Valley (obecnie Atwood Hotel) ze względu na położenie oraz dobre opinie i bardzo dobrze go wspominamy. W hotelu są duże wygodne pokoje, mikrofalówki ( co prawda 2 na cały hotel, ale my nigdy nie staliśmy w kolejce),  pralnia (to ważna rzecz w długiej podróży ;) i bezpłatny parking. Ceny są całkiem przystępne. Wady? Nieco papierowe ściany, ale to powszechna przypadłość większości budżetowych hoteli/moteli w USA.

Parkowanie

Z tym w San Diego nie mieliśmy problemów, wszędzie były bezpłatne parkingi, bądź to wydzielone, bądź przy krawężniku.  

*Sea World to park rozrywki z basenami, zjeżdżalniami, kolejkami górskimi i pokazami delfinów, bardzo popularne rodzinne miejsce rozrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz