poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Na stepach Arizony

W Arizonie na pierwszy rzut oka wzrok przyciągają dwie rzeczy: malowniczy pustynno-stepowy suchy jak wiór krajobraz i znacznie mniejsze niż w Kalifornii liczby na tablicach stacji benzynowych. 

Stepowy krajobraz Arizony
Jest to stan, w którym główną atrakcją jest Park Narodowy Wielkiego Kanionu - najpopularniejszy park narodowy w Arizonie. W tym przypadku natura postanowiła zaszaleć z naprawdę dużym rozmachem. Rzeka Colorado wije się tam malowniczą wstęgą między wysokimi wyrzeźbionymi przez tysiące lat skalnymi ścianami, a tysiące turystów przyjeżdżają każdego dnia podziwiać bajeczne krajobrazy. W Arizonie znajdują się ponadto dwa inne parki narodowe (Saguaro i Skamieniały Las) oraz wiele mniejszych pomników przyrody, nie zamieściły się one jednak w naszym planie podróży (np. słynna Monumet Valley na granicy Utah i Arizony).

Po przyjeździe z Joshua Tree NP, na trasie do Wielkiego Kanionu, nocowaliśmy w Kingmanie, w samym sercu Historic Route 66. Motel 6 West leżał przy torach kolejowych (niemal wszystkie niskobudżetowe hotele/motele leżą przy torach, więc mała jest szansa na uniknięcie hałasu w nocy - a pociągi wyją ostrzegawczo co mniej więcej pół godziny, co najmniej tak, jakby maszynista nagle dostrzegł stado krów na torach). Klimat w hotelu na pierwszy rzut oka skojarzył nam się z Breaking Bad i, jak się później okazało, nie było to skojarzenie bezpodstawne. W internecie przeczytaliśmy, że Kingman faktycznie boryka się z problemem przestępczości powiązanej z dystrybucją metaamfetaminy. 

Basen w naszym motelu (by Ukochany)

Motel w Kingmanie (by Ukochany)
Na ścianach motelu wisiały ostrzeżenia przed zbyt beztroskim postępowaniem w tej niezbyt bezpiecznej okolicy. Pospiesznie zabraliśmy więc bagaże z samochodu. Przy wejściu na schody, zauważywszy zapewne nasz nieco odmienny wygląd i obcy język, a także całkiem dobrze wyglądające jak na te okolice auto ;), zaczepiła nas para w średnim wieku, oboje ubrani jak bohaterowie z klasycznych amerykańskich filmów o prowincji. 

Zmęczeni podróżą nie chcieliśmy wdawać się w długie dyskusje,wiec odpowiedzieliśmy jedynie zdawkowo na pytanie skąd jesteśmy. Pani nie mogła się nadziwić, ze ktoś mógł przyjechać z tak daleka tylko po to, żeby pozwiedzać sobie Stany ;)

Z Kingmana wyjechaliśmy rano, wybierając Historic Route 66 jako alternatywę dla autostrady nr 40. Chcieliśmy przejechać nią jeszcze pozostały odcinek (ok 150 km), żeby pooglądać w słońcu to, czego nie udało nam się zobaczyć poprzedniego wieczoru z powodu egipskich ciemności. Odcinek Route 66 miedzy Kingmanem a Flagstaffem to jeden z niewielu dłuższych zachowanych odcinków legendarnej trasy z Chicago do Los Angeles. Większość została niestety zniszczona przez upływający czas lub zalana betonem i włączona do autostrady spełniającej standardy drogi międzystanowej. Pozostałe w użyciu fragmenty drogi nazwano Historic Route 66 i tą właśnie drogą pojechaliśmy.

Przed wyjazdem zatankowaliśmy jeszcze na starej klimatycznej stacji benzynowej, gdzie pani poinstruowała nas (jako młode osoby niepamietające takich przedpotopowych urządzeń), którą wajchę należy podnieść przy dystrybutorze, żeby ten zadziałał :) Tu po raz pierwszy dostrzegliśmy zmianę nie tylko w cenie paliwa ale też w prawie stanowym, które w Kalifornii gwarantowało darmowe powietrze do opon, a w Arizone już nie :)

Stacja benzynowa w Kingmanie przy Historic Route 66


Na drodze wyjazdowej z Kingmana (by Ukochany)
Po wyjeździe z Kingmana dostrzegliśmy rozległą żółtą chmurę unoszącą się nad horyzontem. Okazało się, że to pustynna burza piaskowa, w którą wyjechaliśmy niedługo później. Chmura piasku w połączeniu z jazdą legendarną Route 66 sprawiła nam mnóstwo radości, tworząc niezapomniany klimat amerykańskiej podróży po dzikim Zachodzie. Widoczność była ograniczona i nie wiedzieliśmy do końca, jak należy zachować się na drodze i przede wszystkim jak unoszący się wszędzie piasek wpływa na samochód. Inni uczestnicy ruchu zdawali się w ogóle nie przejmować tymi warunkami, rozjeżdżając widowiskowo setki przelatujących przez drogę krzaków, zmniejszywszy jedynie nieco prędkość jazdy. My uczyniliśmy więc podobnie. Wysuszone pustynne rośliny o okrągłych kształtach, które pchane silnym wiatrem gromadnie przelatywały przez drogę koziołkując jak piłki i odbijając się od maski i przedniej szyby, wyglądały jak stada ożywionych radosnych zwierzaczków. Trwało to wszystko około godziny, a po wyjechaniu z burzy musieliśmy wyciągać krzaczaste pozostałości z grilla :) 

Burza piaskowa na Historic Route 66 w Arizonie

A to stopklatka z filmu uwieczniająca jedno ze zderzeń z pustynnym krzaczkiem (niestety nie mam zdjęcia lepszej jakości)
Jazda przez step była nie tylko bardzo malownicza, ale i wymagająca. Boczny wiatr, niczym nie zatrzymywany, wiał tak silnie i gwałtownie, że trzeba było naprawdę mocno trzymać kierownicę. :) 

W miarę zbliżania się do Wyżyny Kolorado, krajobraz ze stepowego zmieniał się na bardziej zielony i pokryty roślinnością (Kaibab National Forest), by potem za Flagstaffem nabrać czerwonego odcienia, który znamy ze zdjęć i filmów. Wyżyna Kolorado, z uwagi na wysokość nad poziomem morza w połączeniu z suchym klimatem, charakteryzuje się prócz czerwonej barwy dość ubogą roślinnością, co razem tworzy majestatyczny marsjański krajobraz. Widoki mieliśmy rewelacyjne, mogłabym jechać taką trasą jeszcze dobrych kilka godzin.

Jedno z miasteczek przy Historic Route 66

Historic Route 66

Stepy Arizony

Historic Route 66, Arizona

Historic Route 66, Arizona
Byliśmy bardzo szczęśliwi z wyboru trasy, mimo iż musieliśmy poświecić na dojazd więcej czasu niż wybierając autostradę. Po raz kolejny potwierdziło się, że w przypadku road trip po malowniczych terenach sama jazda do celu sprawia równie dużo przyjemności, co sam cel. Route 66 jest tego najlepszym przykładem.

Z każdym kilometrem 
jazdy po Route 66 spadała temperatura. Już przez dwie godziny ochłodziło się o kilka stopni, niebo zasłane było chmurami, a przydrożne miasteczka i zajazdy przy trasie nabierały mrocznego filmowego klimatu. W miejscu, gdzie Historic Route 66 łączy się z autostradą, złapała nas ulewa połączona z tak silną wichurą, że nie byłam w stanie otworzyć drzwi do samochodu na stacji benzynowej i ledwo udało mi się utrzymać na nogach na zewnątrz :) Na szczęście pogoda szybko się poprawiła i dalsza jazda przebiegała bez problemów.

Tak dotarliśmy nad brzeg jednej z najbardziej znanych atrakcji turystycznych w USA, ale o tym w następnym poście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz