sobota, 26 lipca 2014

W Mieście (nieco brudnych) Aniołów

Pierwsza rzecz, którą zauważa się po wjeździe do Los Angeles, to ... drogi. Mnóstwo dróg. I jeszcze więcej dróg. Cztery pasy mkną z naszej lewej strony, cztery pasy z prawej strony. Szukamy zjazdu z autostrady. O! Jest znak, jeszcze tylko półtorej mili. Nawigacja krzyczy: keep right! keep right! Zjeżdżamy na skrajny prawy pas. Uff..., cztery pasy pokonane niemal za jednym zamachem. A tu nagle, ni stąd, ni zowąd, po prawej pojawiają się kolejne cztery. Cóż, wlot drogi. Do zjazdu tylko pół mili. Dalej: keep right, keep right! Jedziemy, inaczej będzie trzeba nadrobić kilkanaście kilometrów...

I tak okazuje się, że aby dostać się do zjazdu, trzeba pasów pokonać co najmniej dziesięć i po drodze wpuścić samochody z trzech wlotów "na suwak" próbując się przez nie przebić na prawo :) Wygląda to z daleka tak, że w miejscu, gdzie inna droga łączy się z naszą z prawej strony, fala samochodów z lewej (przygotowująca się do kolejnego zjazdu) i fala samochodów z prawej najeżdżają na siebie, kotłują przez chwilę, by za moment ułożyć się w całkiem grzecznie poukładany peleton, a następnie rozstąpić jak Morze czerwone na najbliższym zjeździe. Całe szczęście, że w USA jest to o wiele łatwiejsze niż pewnie byłoby w Polsce. :) Ale o tym napiszę innym razem.

W każdym razie, gdyby ktoś mnie dziś zapytał, co pamiętam najbardziej z wycieczki do LA, to wiem jaki obraz ujrzę przed oczami:



Tam nie ma miasta, są same drogi ;)

Drogi i parkingi.

Los Angeles to ogromny moloch, o powierzchni 1300 km2. Mieszkają w nim 4 miliony ludzi (15 milionów w aglomeracji), co plasuje miasto aniołów na drugim miejscu w USA, po Nowym Jorku. Miasto jest rozłożone na dużym obszarze, tak więc aby dostać się gdziekolwiek, korzysta się z gęstej sieci autostrad i dróg, często otoczonych murkiem z każdej strony. Dlatego też z takiej autostrady niewiele widać :) Transport publiczny funkcjonuje (nie ma metra, jest za to sieć autobusów), ale kultura samochodowa jest tak silnie zakorzeniona, że samochodami jeżdżą wszyscy: miejscowi i przyjezdni.

Jeśli jesteś mało doświadczonym kierowcą, proponuję nie zaczynać podróży od LA, bo ogrom ruchu i prędkość jazdy mogą być mocno przytłaczające, zwłaszcza dla człowieka, który kilkanaście ostatnich godzin spędził w samolocie i w jego "starej" strefie czasowej właśnie jest środek nocy.

Sprawdziłam na własnej skórze. Na szczęście Ukochany jest doskonałym nawigatorem i nie musiałam się martwić o szukanie właściwej drogi (łatwiej przejechać 10 pasów, jeśli się o tym wie odpowiednio wcześnie). Pomogły mi w tym również wieczorne korki (korek oznacza, że się jedzie, tyle ze wolniej ;)

Chociaż z drugiej strony po dwóch dniach takiego jeżdżenia miałam zapewne jakieś + 1000 do drogowego doświadczenia i żadna późniejsza trasa nie była mi straszna (no może poza jedną, ale o tym też innym razem).

Jeśli planowałeś/aś pochodzić po Los Angeles, musisz zmienić plany. Po mieście nie da się chodzić, właściwie wszędzie trzeba jeździć samochodem (lub komunikacją miejską). Oczywiście da się spacerować po jakiejś okolicy, ale niemożliwe jest przemieszczanie się w ten sposób na tak duże odległości, jakie występują w Los Angeles. Jedziesz pół godziny w jakieś miejsce, zwiedzasz, jedziesz pół godziny w inne miejsce, zwiedzasz, itd. (pół godziny to oczywiście wersja optymistyczna, w zależności od tego, jakie cele sobie obierzesz.). Przy planowaniu przejazdów warto zwrócić uwagę na to, gdzie napotkamy najwięcej korków. Zależy to oczywiście głównie od dnia tygodnia i pory dnia. My wyjeżdżając z LA do San Diego w niedzielę, widzieliśmy ogromy korek powracających do miasta samochodów.

Zwróć też uwagę na to, które drogi są płatne. Możesz je omijać, albo zdecydować się na przejazd, jeśli zależy Ci na czasie. Wiele wypożyczonych samochodów zbiera informacje zdalnie (żebyś nie musiał płacić przy każdym wjeździe). Jeśli urządzenie do rejestrowania opłat na płatnych drogach (toll roads) jest włączone, zapłacisz za wszystko razem przy oddawaniu auta do wypożyczalni.

Ogromna ilość ruchu samochodowego w LA przyczynia się do zanieczyszczenia środowiska, o którym pisałam w poprzednim poście. Smog to wielki problem miasta, który dotyka również dalsze regiony (zatrute powietrze płynie jeszcze wiele kilometrów w głąb lądu). Władze miasta starają się ograniczać ruch, wprowadzając na przykład Car Poole, czyli pasy dla samochodów z więcej niż jedną osobą w środku (czasem więcej niż dwiema). Gdy ulica jest zakorkowana, car pool często umożliwia dość szybką jazdę. Nie znam szczegółów dotyczących polityki ekologicznej LA ani jej aktualnych rezultatów, ale na pierwszy rzut oka samochody wciąż są wszędzie.

Tak więc gdybym już musiała skreślić coś z mojej bogatej listy do zwiedzania, LA poszłoby na pierwszy ogień, choć teoretycznie jest w nim sporo do zobaczenia.

Co możemy zobaczyć i zwiedzić w LA i okolicach? Oto kilka moich propozycji (i antypropozycji ;):

1. Disneyland i Magic Mountain - to dwa parki rozrywki chętnie odwiedzane przez turystów przyjeżdżających do Los Angeles. Niedaleko, w kierunku San Diego, jest jeszcze Legoland. Mieliśmy w planach odwiedzenie Magic Mountain, a to ze względu na moją miłość do rollercoasterów i ogromny sentyment do amerykańskich parków rozrywki (pracowałam kiedyś w Cedar Point). Niestety zabrakło nam czasu i woleliśmy zamiast tego spędzić dodatkowy dzień na Big Sur, co było bardzo dobrym wyborem. Dla rodzin z dziećmi i fanów wesołych miasteczek jest to na pewno jedna z ciekawych opcji do rozważenia. W Europie nie ma tak dużych parków rozrywki jak w USA.
2. Universal Studios -  park tematyczny fabryki snów, z wieloma atrakcjami, do którego bilety kupuje się na cały dzień. Jest to dość droga rozrywka - ceny zaczynają się od ok. 100$, ale na pewno będzie wspaniałym wspomnieniem. My zrezygnowaliśmy z tego punktu programu.
3. Warner Bros Studio tours - studio oferuje kilkugodzinne wycieczki. Najtańsza 2,5-godzinna kosztuje ok 60$. Kolejna pozycja obowiązkowa dla miłośników kina. Warto rezerwować bilety z wyprzedzeniem. My również zrezygnowaliśmy z tej rozrywki z powodu ciężkiego jetlaga ;)
4. Hollywood sign - tego oczywiście nie może zabraknąć na liście. Wrócić do dom bez selfie ze słynnym znakiem, to jak wrócić z Paryża bez selfie z Wieżą Eiffla. Do znaku można podjechać bliżej na wzgórza Hollywood. Podobno okoliczni mieszkańcy nie są przychylni turystom i wszędzie stawiają powitalne znaki w stylu "Tourists go away!" ;) Nie sprawdziliśmy tego empirycznie, nam w zupełności wystarczył widok z Griffith Observatory.
Widok na wzgórza Hollywood z Grifith Observatory
(napis Hollywood jest w rzeczywistości bliżej i wydaje się znacznie większy, aparat oddalił obraz)
A tu wersja z zoomem
5. Griffith Observatory - obserwatorium astronomiczne z pięknym widokiem na znak i wzgórza Hollywood oraz rozciągające się po horyzont miasto. Do środka można wejść za darmo, znajduje się tam mała i bardzo ciekawa ścieżka edukacyjna, która bardzo przystępnie wyjaśnia np. powstawanie faz księżyca, jak działają teleskopy oraz jak ludzie na przestrzeni wieków mierzyli czas i wyznaczali np. pory roku. Główną atrakcją jest pokaz z cewką Tesli w roli głównej :)

Panorama Los Angeles z Griffith Observatory
(by Ukochany)

6. Aleja Gwiazd (Walk of Fame) - chyba nasze największe rozczarowanie - najpierw nieco stania w korkach, potem szukanie miejsca parkingowego w Hollywood and Highland Center (na szczęście parking jest ogromny - za postój płaci się w automatach w centrum handlowym i później ma się jakieś 15-20 minut na wyjazd). Z tarasu w centrum całkiem dobrze widać napis Hollywood: 

Widok na napis Hollywood z Hollywood and Highland Center
Obok centrum znajduje się Aleja Gwiazd i słynny Chinese Theatre. Jak wygląda? Chodnik jak chodnik, tyle że w gwiazdkowy deseń ;) A na nim TŁUMY. Trudno się przecisnąć. Z każdej strony zaczepiają ludzie rozdający ulotki. Każdy chce Cię zabrać na wycieczkę po domach celebrytów, za jedyne kilkadziesiąt $. Na każdym kroku stoją poprzebierani animatorzy, z którymi ludzie robią sobie zdjęcia. Spotkać można Kapitana Jacka Sparrowa, Batmana, Transformersów, Księżniczki z Bajki i kuso odziane policjantki. Nam serce skradł idealny sobowtór Samuela L. Jacksona, który wymachiwał bronią i wykrzykiwał teksty z Pulp Fiction. Gdyby nie świadomość, gdzie jestem, dałabym sobie uciąć rękę, że to oryginał. I tak mamy tłum, a po drugiej stronie ulicy ... sklepy z alkoholem, pamiątkami i śmieciowym jedzeniem. Zero magii.

Hollywood Walk of Fame
Tłumy pod Chinese Theatre

Tłumy pod Chinese Theathre

7. Chinatown - Najmniejsze Chinatown jakie dotąd widziałam w USA, za to z odpowiednio drogimi parkingami (5$/h). Zabudowania, choć nieliczne, są piękne. Nie ma długiej alejki ze sklepami, jakie można zobaczyć w innych miastach, ale znaleźć można bazarek i stoiska oferujące najróżniejsze gadżety, od koszulek i torebek po zegarki, perfumy i żółwiki w małych plastikowych akwariach. Jest też kilka sklepów z Chińskim jedzeniem, żeń-szeniem w koszach i różnymi bibelotami.

Chinatown w LA

Fontanna szczęścia w Chinatown LA
8. Little Tokyo - niewielkie, położone w Downtown, raczej nie robi wrażenia. Downtown LA to (takie jest przynajmniej moje wrażenie) raczej smutna dzielnica biurowców, w weekend życia na ulicach nie widać.
9. Santa Monica Beach - to pierwsze miejsce, które odwiedziliśmy, i które bardzo mi się podobało. Prowadzi do niego Santa Monica Blvd. Zaparkować można zarówno na parkingach w bocznych uliczkach (nie są drogie), jak i przy samym molo (tu cen niestety nie pamiętam). Widok na ocean jest przepiękny, a plaża bardzo szeroka. Wzdłuż wybrzeża ludzie spacerują i biegają, jest zielono, ładnie i przyjemnie. Na molo znajduje się diabelski młyn, restauracja, sklepy z pamiątkami i duża toaleta ;) Santa Monica to koniec historycznej legendarnej Route 66, dlatego wszędzie można kupić gadżety związane z trasą.

Molo w Santa Monica
(by Ukochany)

Molo w Santa Monica
(by Ukochany)
Plaża w Santa Monica
(by Ukochany)
10. Venice Beach - czyli to miejsce, gdzie (tu zacytuję znajomego) w filmach dziewczyny w bikini jeżdżą na rolkach. To centrum życia towarzyskiego przyciągające tłumy turystów. Jest tam piękna niekończąca się plaża, rzędy palm, siłownie na wolnym powietrzu dla lansiarzy ;), skatepark i oczywiście długa aleja zapełniona sklepami z pamiątkami, setkami turystów i lokalnych mieszkańców, dziesiątkami ulicznych artystów i różnych ciekawych indywiduów. To wspaniałe miejsce na wypoczynek. Polecam jechać tam dość wcześnie, gdyż ciężko o zaparkowanie. Parkingi są bardzo drogie, przy ulicy można parkować za darmo (uwaga na znaki! - groźba odholowania), tam gdzie krawężnik nie jest pomalowany na czerwono :)

Przy Venice Beach

Venice
Pamiątki z Venice Beach

11. Beverly Hills - wybraliśmy się na przejażdżkę do tej zielonej dzielnicy, ale jedyne, co udało nam się zobaczyć, to wysokie żywopłoty ;)

Z miejsc, których nie udało nam się odwiedzić mi najbardziej żal jednego - Mayan Theatre, gdzie mieliśmy iść potańczyć. Niestety zmęczenie po podróży dało nam się we znaki i zwyczajnie ... zaspaliśmy.

Gdzie przenocować w LA?

W Los Angeles jest mnóstwo hoteli w pobliżu głównych atrakcji turystycznych. My kierowaliśmy się przy wyborze ceną, bezpłatnym parkingiem, względnie spokojną okolicą i opiniami internautów. Dlatego wybraliśmy hotel położony nieco dalej, z którego musieliśmy co prawda codziennie dojeżdżać, ale za to bardzo przyjemny.
Nazywa się Titta Inn i ma klimat nieco podobny do hostelu. Obsługa jest rewelacyjna, rzadko spotyka się tak miłych ludzi. Chłopak w recepcji był bardzo uczynny i zaskoczył nas opowieścią o tym, jak to był kiedyś w Warszawie na konkursie matematycznym. Pokoje na kilka dni są bardzo w porządku, z łazienkami, klimatyzacją, czyste. Hotel, jak wiele tanich miejsc noclegowych w USA, jest zbudowany z papieru i czasem miałam wrażenie, że ściany drżą (i to niekoniecznie przez trzęsienie ziemi). Kiepsko wspominam jedynie materac, który był ekstremalnie miękki, wygnieciony i krzywy, ale mój kręgosłup przeżył na nim dwie noce J Hotel dysponuje własnym bezpłatnym parkingiem, nie ma w ofercie śniadań, ale w sali na dole jest mikrofalówka, lodówka, ekspres do kawy i darmowe napoje, owoce oraz słodycze dostępne 24 godziny na dobę. W pobliżu jest sklep Target, w którym można robić zaopatrzenie.
Tak więc jeśli szukasz czegoś taniego i jednocześnie dość dobrej jakości, to bardzo polecam to właśnie miejsce. Dla osób z samochodem dojazd nie powinien być problemem. 

Ulica w Pasadenie, niedaleko Titta Inn
Jak się poruszać? 

Samochodem lub autobusami. Jeśli samochodem, sprawdź przed wyjazdem, gdzie są bezpłatne lub tanie parkingi w pobliżu miejsc, które będziesz odwiedzać. Unikniesz tracenia czasu na jeżdżenie w kółko w poszukiwaniu miejsca dla swojego samochodu. 

Co dobrego można zjeść w LA?

Opinie o restauracjach i barach można sprawdzić na yelp.com. Nie utkwiło mi w pamięci żadne szczególne miejsce. W little Tokio nie trafiliśmy na sushi tak pyszne, jakie jadłam na przykład w Nowym Jorku.

Jedyną restauracją, którą mogę polecić jest Cafe 50's. To klasyczny diner, z milkshake’ami w szklankach, utrzymany w tradycyjnym klimacie lat 50. Na ścianach zdjęcia pin-up girls, wycinki z gazet z epoki, a pod oknem kolorowa szafa grająca. Jeśli ktoś nigdy nie był w tradycyjnym amerykańskim dinersie i chce się trochę przenieść w czasie, mogę polecić Cafe 50's. Uwaga! Płatność tylko gotówką J

W przypadkach kryzysowych zawsze możesz upiec ziemniak w mikrofalówce ;)
A to coś, co miało przypominać jajecznicę - nie polecam (Venice Beach)
I jeszcze jedna sprawa - bezpieczeństwo. Być może powinna się znaleźć na początku posta, gdyż w Los Angeles jest to kwestia istotna. LA to w końcu miasto gangów. Przestępczość jest duża i nie należy zapuszczać się w nieznane okolice, zwłaszcza w nocy. Najlepiej trzymać się głównych dróg. Jeśli będziesz podróżować jedynie w miejsca tłumnie odwiedzane przez turystów, wystarczy, że zachowasz zwykłe środki ostrożności. :)

niedziela, 20 lipca 2014

It never rains in southern California…

Nie do końca jest to prawda, ale komu by to przeszkadzało?

Kalifornia to przepiękny stan, w którym słońce świeci przez większość dni w roku, zapach z upraw pomarańczy unosi się nad miastami, a na pustyni kwitną kwiaty. To miejsce, gdzie kwitnie Dolina Krzemowa, gdzie kultura południowoamerykańska miesza się z anglosaską i azjatycką, a początkujący i aspirujący celebryci szukają szczęścia w życiu. To również region, gdzie tankowanie jest najdroższe w całych Stanach, a fatalna jakość powietrza jest stałą częścią codziennej prognozy pogody, ale te wady nie powinny Was zniechęcać do odwiedzenia do odwiedzenia "Złotego Stanu".

Najwspanialsza dla mnie w tym miejscu jest chyba jego różnorodność. Kalifornia to fascynująca kraina wielu rożnych klimatów i środowisk. Znajdziemy tam duże miasta, jak Los Angeles, San Diego, czy aglomeracja San Francisco (Bay Area) - wszystkie położone nad oceanem, a także góry, pustynie, ogromne lasy, jeziora i oczywiście plaże. 

Uprawa pomarańczy w Kalifornii
Wybrzeże Kalifornii to raj dla miłośników piękna przyrody, słońca, morskich zwierząt, surferów i plażowiczów. W miastach położonych nad oceanem centrum życia stanowią deptaki przy plaży, tak jak to widzimy w hollywoodzkich filmach. Poza miastami, wzdłuż wybrzeża mieści się kilka parków stanowych dla turystów preferujących kontakt z nieco bardziej dziką przyrodą. Z LA do San Francisco wiedzie nad brzegiem oceanu malownicze trasa nr 1, której odcinek zwany Big Sur zapewnia chyba najpiękniejsze widoki oceanu jakie widziałam w życiu (szczególnie dla pasażera ;)  

Wielbiciele gór też znajdą dla siebie sporo atrakcji. Majestatyczne pasmo Sierra Nevada rozciąga z północy na południe się wzdłuż niemal całego stanu, zatrzymując oceaniczne powietrze. W górach znajdują się trzy słynne parki narodowe: Yosemite, Sequoia i Kings Canyon. 

Na południu i wschodzie stanu ogromny obszar zajmuje natomiast pustynia Mojave i słynna Dolina Śmierci. To suche i nieprzyjazne człowiekowi środowisko, gdzie można znaleźć tak piękne zakątki jak park narodowy Drzew Jozuego (Joshua Tree NP), poczuć potęgę przyrody i ogrom surowej przestrzeni przejeżdżając przez ekstremalnie gorącą Death Valley oraz obejrzeć połacie zastygłej lawy.

Kalifornia to dość bogaty stan, posiada dobrą i gęstą infrastrukturę drogową w rejonie wybrzeża. Jednak mi najwięcej przyjemności sprawiały nie podróże po części zurbanizowanej, ale te w rejonach górskich i pustynnych, zwłaszcza w drodze powrotnej z Doliny Śmierci. Niektóre okolice Death Valley to miasteczka częściowo opuszczone, wyraźnie przemysłowe, gdzie z drogi (gdzieniegdzie podziurawionej jak polskie krajówki) widać mnóstwo zapuszczonych budynków z zabitymi oknami, które podczas naszej wieczornej podróży wyglądały jak miasta duchów. 

A jeśli już mowa o miastach duchów (ghost towns), to w Kalifornii jest ich kilka, głównie związanych z dawnymi kopalniami złota (dla niewtajemniczonych – ghost town to opuszczone miasto, zazwyczaj kilka budynków, czasem szyb kopalni. Niekoniecznie są tam duchy, za to bardzo często sklepy i przewodnicy oferujący wycieczki z dreszczykiem;). Myślę, że na pewno warto odwiedzić to najpopularniejsze, czyli Calico Ghost Town. Jest ono dobrze przygotowane do obsługi ruchu turystycznego i choć może sprawiać wrażenie zbyt skomercjalizowanego, moim zdaniem i tak posiada niesamowity klimat starego dzikiego zachodu (Wild Wild West town). Nam się niestety nie udało zmieścić go w harmonogramie, ale filmy i zdjęcia można łatwo znaleźć w internecie.

A oto kilka dodatkowych faktów o Kalifornii dla zainteresowanych:
  • Nie każdy wie, że stolicą stanu nie jest żadna z ogromnych metropolii, a położone na północy nieco mniejsze Sacramento. W jego pobliżu znajduje się przepiękne jezioro Tahoe, które niestety nie zmieściło się w naszym planie podróży
  • Z uwagi na bliskość Meksyku i migrację ludności z Ameryki Południowej i Środkowej, w Kalifornii odczuć można na każdym kroku mieszankę kultur. Przejawia się to zarówno w języku (według Wikipedii 30% populacji posługuje się hiszpańskim jako swoim pierwszym językiem), jak i w kuchni. Nie trzeba przekraczać południowej granicy, żeby zjeść dobre tacos. To, co rzuca się w oczy na ulicy, to właśnie duża liczba osób o rysach latynoskich (wg Wikipedii niemal 40% populacji) lub azjatyckich (14% populacji). Hiszpańską hisotrię Kalifornii widać przede wszystkim w nazwach miast i regionów, które po dzień dzisiejszy są hiszpańskojęzyczne (San Fransico, Los Angeles, San Bernardino, San Diego, Santa Barbara, pustynia Mojave, itd.).

Stare Miasto w San Diego 
Uderzające piękno Kalifornii jest niestety zmącone dużym zanieczyszczeniem powietrza i zniszczeniem środowiska naturalnego, którego źródłem jest przede wszystkim moloch Los Angeles. Kalifornia jest stanem o najgorszej jakości powietrza w USA. Smog ciągnący się z miasta pokrywa pustynię Mojave przepiękną (cóż za ironia) białą, lśniącą w słońcu mgłą, która oglądana z daleka wygląda lekko jak puszysty dywan, ukrywając przed wzrokiem smutną rzeczywistość. A rzeczywistość można śledzić oglądając prognozy pogody, które zawsze podają poziom ozonu we wdychanym powietrzu, którego duża ilość powoduje negatywne skutki dla zdrowia. 

Podczas naszej podróży po stanie, którego ogromną przecież część zajmują obecnie rezerwaty przyrody, trudno było uwierzyć, że tak wspaniałe miejsce jest tak zniszczone przez człowieka. Jakże zatem niesamowicie musiały wyglądać te tereny przed zurbanizowaniem! Dzika przyroda, wspaniały klimat, aż chciałoby się cofnąć nieco w czasie (no może nie do końca, czasy gorączki złota niekoniecznie sprzyjały rekreacji ;). Chociaż z drugiej strony nie można zaprzeczyć, że współczesne miasta są również niesamowite i trudno wyobrazić sobie wycieczkę do Kalifornii bez odwiedzenia na przykład San Francisco. 

W każdym razie jestem pewna, że miesiąc zwiedzania na nie zaszkodzi Twojemu zdrowiu, drogi Czytelniku, i że naprawdę warto spędzić w Kalifornii wspaniałe wakacje! 

Smog z Los Angeles nad pustynią Mojave

wtorek, 15 lipca 2014

Dobrze wyceluj ;) Czyli o tym, jak zacząć planować samodzielną podróż do USA

Dobre zaplanowane podróży jest kluczowe, zwłaszcza jeśli dysponujemy ograniczonym czasem, który chcemy wykorzystać maksymalnie. Dlatego musimy przemyśleć, dokąd i w jakim celu jedziemy, czy zamierzamy przebywać w jednym miejscu czy się przemieszczać, jakie tereny chcemy odwiedzić i jak intensywne tempo nam odpowiada. Zupełnie inaczej wyglądał mój dwutygodniowy pobyt w Nowym Jorku, dokąd pojechałam przede wszystkim na warsztaty tańca, które łączyłam ze zwiedzaniem, a zupełnie inaczej wyprawa ma Zachód USA, która była objazdowa (tę drugą opiszę w kolejnych postach).

Jeśli zdecydujemy się już na miejsce bądź region, tworzymy wstępną listę atrakcji, które chcemy zobaczyć. Na początek nie trzeba się ograniczać i można popuścić wodze fantazji. Czas na ustalanie priorytetów i drastyczne cięcia jeszcze nadejdzie. :) 

Ale zacznijmy od początku, czyli od tego jak rozpocząć przygotowania do podróży za ocean bez pomocy biura podróży.
  1. Wybierz cel Zastanów się, dokąd chciałbyś pojechać, co zobaczyć. Poczytaj o wybranych regionach w sieci lub książkowych przewodnikach. To pozwoli Ci stworzyć listę miejsc, w które koniecznie chcesz pojechać i dobrze oszacować czas podróży. 
    • Wybierając się tak daleko warto zaplanować jak najdłuższe wakacje (na ile pozwala nam praca/studia) i dobrze je rozplanować. Nie zawsze będzie można jechać w to samo miejsce drugi raz, a uczucie braku czasu na zwiedzenie niektórych miejsc pod koniec urlopu może popsuć dobre wrażenie z podróży. Lepiej dowiedzieć się o ciekawych atrakcjach przed wyprawą, niż już po powrocie do kraju. 
    • Jeśli chcesz się wybrać na południowy zachód USA, w kolejnych postach znajdziesz przewodnik - ściągawkę z opisem odwiedzonych przez nas miejsc. Mam nadzieję, że pomoże Ci ona wybrać te najciekawsze do planu podróży. Oczywiście ciekawych miejsc jest dużo więcej, ale niektóre nie zmieściły się w naszym planie wycieczki. Na dole posta znajdziesz mapkę z przebytą przez nas trasą
  2. Wybierz towarzystwo Liczba osób i ich preferencje mają duże znaczenie przy planowaniu logistyki
  3. Zdobądź wizę Oczywiście jeśli jeszcze jej nie masz. Nie kupuj biletów, ani nie podejmuj żadnych zobowiązań finansowych przed otrzymaniem wizy. Co prawda mało znam przypadków odrzucenia wniosku, ale zawsze lepiej dmuchać na zimne i uniknąć utopienia kosztów.
  4. Przejrzyj tanie loty, wybierz dogodny termin wyjazdu 
  5. Zarezerwuj urlop Najlepiej z zapasem
  6. Załóż maksymalny budżet
  7. Kup bilet na samolot Dlaczego już teraz? Po pierwsze- im wcześniej, tym taniej, po drugie – nie ma lepszej mobilizacji do planowania wycieczki. Często zbyt długie zastanawianie się powoduje zanik zapału :)
  8. Zdecyduj, jaki wybierzesz środek transportu na miejscu I dlaczego samochód 
  9. Zarezerwuj samochód
  10. Zaplanuj trasę przejazdu Optymalnie dla siebie, czyli tak, aby przebiegała przez najciekawsze miejsca i jednocześnie ograniczała odległości i czas dojazdu między poszczególnymi punktami. Stwórz kalendarz podróży
  11. Zaplanuj i w miarę możliwości wstępnie zarezerwuj noclegi
  12. Podlicz wydatki i porównaj do swoich możliwości
  13. Za dużo? Powtórz punkty 8-11
  14. Ubezpiecz się
  15. Przygotuj bardziej szczegółowy plan dla każdego miejsca osobno
  16. Jeśli wybrałeś samochód jako środek transportu na miejscu, poczytaj o przepisach drogowych
  17. Spakuj się
  18. Ruszaj w drogę!
  19. Pamiętaj, że plan i tak będziesz wielokrotnie modyfikować, zostaw miejsce na elastyczność!
Kolejność powyższych punktów można dowolnie zmieniać w razie potrzeby. Jeśli nie chcesz np. kupować biletu na samolot przed obliczeniem planowanych szczegółowych kosztów podróży, nie ma sprawy :)

Tak jak obiecałam, w kolejnych postach opiszę miejsca, które odwiedziliśmy w czasie naszej podróży na Zachód USA w 2014 roku. 

Zachód Stanów Zjednoczonych jest wspaniałym miejscem, znanym z wielu hollywoodzkich produkcji, gdzie słońce faktycznie świeci intensywnie przez wiele dni w roku. Wiele osób marzy o odwiedzeniu tego pięknego i magicznego regionu.

Na wycieczkę polecieliśmy we dwoje. Dla mnie była to trzecia wizyta w USA, pierwsza na zachodnim wybrzeżu. Przygotowywaliśmy się do niej przez kilka miesięcy, a na miejscu spędziliśmy trzy niezapomniane tygodnie. Postanowiliśmy poruszać się po Stanach samochodem, gdyż zazwyczaj jest to najbardziej korzystna i najwygodniejsza opcja.

Trasa naszej wyprawy wiodła przez teren czterech stanów: Kalifornia, Arizona, Utah i Nevada. Z uwagi na ograniczenia czasowe wybraliśmy z długiej listy miejsc wartych odwiedzenia jedynie część. Z pozostałych, których nie udało nam się zobaczyć, można by według moich obliczeń stworzyć drugą miesięczną wycieczkę.

I tak, po przylocie do Los Angeles zwiedzaliśmy kolejno: San Diego, Joshua Tree National Park, Grand Canyon NP, Horseshoe i Lake Powell, Bryce Canyon, Zion NP, Las Vegas, Death Valley, Yosemite NP, San Francisco oraz Big Sur. Przywieźliśmy kilka tysięcy cudownych zdjęć, którymi na pewno się podzielę. Poniżej przybliżona mapka całej trasy z Google Maps:



Naszą blogową podróż rozpoczniemy od Kalifornii.

A zatem w drogę!