Naszym kolejnym celem był park narodowy Yosemite. Jest to ogromny górzysty park, z charakterystycznymi i rozpoznawalnymi szczytami, piękną przyrodą oraz mnóstwem
pieszych szlaków. Jest świetny zarówno do rodzinnego spędzania czasu, jak i
trekkingu czy wspinaczki.
|
Yosemite National Park |
Po tym, jak nie zostaliśmy wpuszczeni do parku Sequoia, obawialiśmy się, że również Yosemite, ze względu na swoje górskie położenie
(nieco na północ od Kings Canyon/Sequoia) będzie o tej porze roku niedostępne. Postanowiliśmy
i tym razem wcześniej porządnie przeszukać internet (NPS) w poszukiwaniu informacji. Okazało
się, że faktycznie większość dróg w Yosemite była zamknięta, jednak całkiem
spokojnie można było wjechać do Yosemite
Valley (Dolina Yosemite). Nam to wystarczyło. Mieliśmy na zwiedzanie zaledwie jeden
dzień, a park jest tak rozległy, że można w nim zapewne spędzić całe tygodnie, i to
nie raz. Dolina Yosemite była więc idealna na tę okazję. To popularne miejsce turystyczne, do
którego można dojechać samochodem i z którego rozciąga się wspaniały widok na
góry, w tym Half Dome (Dome = kopuła; half dome = pół kopuły;) - góra ma charakterystyczny kształt połowy półkuli, bo zapewne kiedyś druga połowa się odłamała) czy El Capitan. Z doliny odchodzi
kilka ciekawych i niezbyt długich pieszych szlaków, które są idealne na
jednodniowe wycieczki. Byliśmy zatem bardzo szczęśliwi, że wczesna wiosna
zawitała już w góry.
|
Wodospad Yosemite. W oddali Half Dome |
Już sama droga do doliny była przepiękna i malownicza,
oznaczona jako scenic drive (droga widokowa). Jechaliśmy drogą wzdłuż rzeki - wąwozem między
górami porośniętymi świeżą zieloną trawą i wielobarwnymi kwiatami. Okolica
mieniła się wszystkimi kolorami wiosny – szczególnie pięknie wyglądały liczne
po obu stronach drogi żółte i fioletowe krzewy. Zestawienie barw było tak
zachwycające, że próbowaliśmy zrobić zdjęcie w trakcie jazdy, żadne jednak nie
oddaje piękna tego krajobrazu. Jechaliśmy sobie niespiesznie, nawet nie
próbując przekraczać dozwolonej prędkości, bo wolna jazda była przyjemnością. Po
drugiej stronie rzeki widać było zarośnięte pozostałości równoległej drogi ,
która widocznie zaczęła się osuwać i została zamknięta. Obecnie tworzy ciekawe drogowe cmentarzysko – można tam zobaczyć wraki samochodów i ruiny opuszczonych hoteli czy
pensjonatów. Dzika przyroda zaczyna powoli pochłaniać te pamiątki minionej
świetności drugiej strony wąwozu.
|
Scenic drive |
|
Malownicza droga do Yosemite |
|
Wiosna w Dolinie Yosemite |
W dalszej części strumień robił się coraz bardziej interesujący,
a zielone wzgórza zostały zastąpione przez ogromne wyrastające z ziemi skaliste
góry (Góry w Yosemite są trochę podobne do Tatr wysokich, z tym że z poziomu
doliny wyrastają prawie od razu gołe skały, nie ma tak wyraźnie zaznaczonych
pięter lasów świerkowych, kosodrzewiny czy hal – raczej sam granit). Zatrzymywaliśmy
się w zatoczkach przy drodze, żeby pooglądać strumień, który przedzierał się
przez ogromne białe głazy. Nie kamyczki jak w polskich górach, ale wielkie skały, czasem o średnicy paru metrów. Widok był piękny.
|
Strumień w Dolinie Yosemite |
Niedługo później po lewej
stronie naszym oczom ukazał się dostojny El Capitan, a przy nim ogromne wodospady
z topiących się śniegów, spadające z samych szczytów.
|
El Capitan
|
Trochę informacji o Kapitanie |
|
Naszym celem był parking na samym końcu doliny i tam też
zostawiliśmy samochód. Dalej mogliśmy przemieszczać się pieszo lub shuttle
busem, który regularnie kursuje w dolinie. Już z parkingu mieliśmy przepiękny
widok na Half Dome, więc wycieczka zaczęła się wspaniale. Pogoda była bardzo
ładna i świeciło słońce, ale było chłodno, a wiosna była tu o wiele młodsza niż na południu Kalifornii. W wielu miejscach leżał jeszcze śnieg, nawet w
dolinie, nie mówiąc już o wyższych partiach gór. Przebraliśmy się więc w
koszulki termiczne, długie spodnie i softshelle oraz buty trekkingowe. Na
parkingu było tak rześko, że zabraliśmy również czapki, szaliki i porządne rękawiczki.
Choć tak naprawdę zabralibyśmy je niezależnie od temperatury. Z górami nigdy
nic nie wiadomo – pogoda jak w każdych innych górach może zmienić się nagle, a
przezorny zawsze ubezpieczony, czyli zabiera ciepłe ubrania, kurtkę przeciwdeszczową,
zapas jedzenia i wody oraz (papierową) mapę terenu.
|
Na parkingu przywitała nas wiewiórka |
Mapkę przestudiowaliśmy po drodze do parku w poszukiwaniu
krótkich i ładnych szlaków, które moglibyśmy przejść w pół dnia. Dojechaliśmy
do parku tuż przed południem, czyli dość późno, a chcieliśmy wyjechać jeszcze przed
zmrokiem, aby uniknąć nocnej jazdy krętą i wąską drogą. Mieliśmy na uwadze, że z
doliny do wyjazdu z parku jedzie się około 1,5 godziny, czyli mieliśmy
czas maksymalnie do 17-tej. No cóż, taki urok wiosny – słońce zachodzi dość wcześnie
(a tak przy okazji – trzeba to dokładnie sprawdzić planując jakąkolwiek podróż).
Nasz wybór padł na Yosemite Falls. Jest to najwyższy
wodospad w USA i jeden z najwyższych na świecie – prawdziwe cudo natury. Ma 739 m wysokości i jest kaskadowy, czyli składa się z 3 części. Z dołu wygląda
pięknie, choć nie wydaje się aż tak wysoki. Jego dolna część jest zwana Lower Yosemite Fall (Dolny Wodospad), górna – Top lub Upper Yosemite Fall (Górny Wodospad). Wygląd wodospadu zmienia się w różnych porach roku - najwięcej wody pływa nim po zimie, czyli późną wiosną, trafiliśmy więc na całkiem dobry okres do jego podziwiania.
|
Yosemite Falls |
|
Informacje o sezonowych zmianach w wyglądzie wodospadu |
Do Lower Fall prowadzi krótki loop trail (szlak „pętlowy”).
Trasa jest łatwa i jednocześnie bardzo ładna, w sam raz na krótki spacer z rodziną. Do Upper Fall trzeba się wspiąć,
więc szlak jest dłuższy i bardziej wymagający. Postanowiliśmy przejść oba
szlaki zaczynając od trudniejszego, z założeniem, że zawrócimy mniej więcej w
połowie czasu, tak aby wrócić na 17 do samochodu (szlak na Lower Fall był
bliżej parkingu, więc mogliśmy go „zaliczyć” drodze powrotnej).
|
Mapa szlaków pieszych prowadzących do wodospadów |
Postanowiliśmy ruszyć do wejścia na szlak pieszo (alternatywa to shuttle bus), żeby na początek zrobić sobie
spacerek doliną, do czego zachęcała nas przepiękna pogoda. Szliśmy wzdłuż drogi.
Wszędzie było pełno turystów: wycieczek
i całych rodzin. W pobliżu parkingu znajdowało się Visitor Center, sklepy z
pamiątkami, restauracja i kawiarnia, gdzie siedziały prawdziwe tłumy miłośników
górskich wycieczek. Kupiliśmy tam kawę i ruszyliśmy dalej uznając, że trzeba
korzystać ze słońca, które później mogło zniknąć. Szło się bardzo przyjemnie, przypadkowo
napotkani ludzie radzili nam, skąd najlepiej zrobić zdjęcie i które szlaki są
ciekawsze.
|
Informacje o kursowaniu shuttle busów |
|
Krajobrazy po drodze do Yosemite Falls |
|
Już niedaleko :) |
Dojście do szlaku na Upper Fall zajęło nam więcej czasu niż się spodziewaliśmy,
co zmusiło nas później do wcześniejszego
powrotu. Wynikało to stąd, że pytając kogoś o czas dojścia do szlaku do Yosmite
Falls uzyskaliśmy odpowiedź, że zajmuje to ok. 20 minut, co zachęciło nas do
wyboru spaceru zamiast przejazdu. Faktycznie, szlak do Lower Yosemite Fall był
niedaleko. Nie byliśmy jednak świadomi, że do szlaku na Górny Wodospad jest jeszcze spory kawałek. Nie zraziliśmy się jednak,
ponieważ spacer był bardzo przyjemny a widoki niezapomniane. Postanowiliśmy po
prostu pilnować czasu i zawrócić w odpowiednim momencie.
|
Informacje o szlaku do Upper Yosemite Fall |
|
Szlak do Upper Yosemite Falls |
|
Przepiękny widok ze szlaku (a dokładnie z Columbia Rock) na Dolinę Yosemite i Half Dome |
Wspinaczka była trochę męcząca i zrobiło nam się za ciepło w naszych zimowych strojach, zdejmowaliśmy więc po drodze wierzchnie części garderoby. Polecam nawet wczesną wiosną zabrać ze sobą lub założyć pod spód koszulkę z krótkim rękawem – w mojej termicznej z długim było mi zdecydowanie za gorąco.
Po drodze minęliśmy chłopca, który wracając z góry ostrzegł nas, że dalej na szlaku
jest śniegi lód, więc trzeba uważać. Jak miło :) Wyżej szlak schodził nieco w dół, głębiej w las i w końcu dotarliśmy pod górny
wodospad. Widok na białą wysoką kaskadę był naprawdę wspaniały. Nie był to jednak jeszcze koniec
szlaku (byliśmy w ok. 2/3 drogi), który biegł dalej, na samą górę. Szybkie obliczenia pokazały,
że musimy już wracać i nie zdążymy dotrzeć na szczyt. Byliśmy jednak dalecy od
rozczarowania i mieliśmy poczucie, że cel osiągnęliśmy – mieliśmy wspaniałe
widoki na całą dolinę i górny wodospad oraz mnóstwo endorfin we krwi po niezbyt
długiej, aczkolwiek nieco męczącej wspinaczce. Zejście w dół było już samą
czystą przyjemnością. Po drodze mijaliśmy skałkowych wpinaczy, których do parku przyjeżdża bardzo wielu. Głównym celem tych bardziej ambitnych jest zazwyczaj ogromna pionowa ściana Half Dome.
|
Upper Yosemite Fall |
Tak jak planowaliśmy, zeszliśmy jeszcze na szlak do Niższego
Wodospadu. Udało nam się to trochę rzutem na taśmę, bo ledwo dotarliśmy na
miejsce, a zaczął padać deszcz i niewiele zostało z pięknej pogody. Sam
wodospad był jednak piękny. Jeśli nie zależy Ci na przyjemności z samej
wspinaczki, możesz przejść się tyko tutaj – jest płasko, a równie pięknie jak na
górze (no może poza brakiem wspaniałych widoków z góry na dolinę i Half Dome).
|
Yosemite Falls |
|
Lower Yosemite Fall |
Wodospad spadał z dużą siłą do rzeki, można było stanąć na drewnianym mostku i go podziwiać. Dookoła też było bardzo przyjemnie – las i wiele powalonych drzew
oraz widoczne ślady gwałtownego przepływu wody po ulewach. Cała okolica jest porośnięta pięknym lasem z drzewami przypominającymi nieco nasze świerki, ale jeszcze smuklejszymi i wyższymi. Nie wiem jaki to gatunek, ten temat zostawię więc dendrologom.
|
Strumień za wodospadami |
|
Wymyte przez deszcze i tymczasowe strumienie okolice wodospadu |
Deszcz siąpił coraz mocniej i robiło się późno, postanowiliśmy więc wracać. Po drodze chcieliśmy jeszcze wysłać kartki pocztowe, ale spóźniliśmy
się 5 minut na pocztę, otwartą do 17-tej. Nie bardzo się tym faktem
przejęliśmy. Kartki i magnesy kupiliśmy w sklepie obok i postanowiliśmy wysłać
je gdzie indziej. Po takim wspaniałym spacerze mogliśmy zadowoleni jechać dalej
– tym razem do Economy Inn w Los Banos, gdzie zabookowaliśmy nocleg po szybkiej ucieczce przed środkiem na karaluchy we Freśnie. :) Kolejnego dnia czekała nas droga do San Francisco!
|
A w hotelu nowiutkie lampy - jeszcze w folii ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz