Wielki Kanion Kolorado jest jedną z najpopularniejszych atrakcji kojarzonych ze Stanami Zjednoczonymi. Rozciąga się na przestrzeni niemal 450 kilometrów! Rzeka Kolorado płynie do oceanu uwięziona między wysokimi ścianami, pokonując liczne zakręty składające się na wspaniały i rozłożysty krajobraz Kanionu.
Wiele osób zastanawia się, jak powstał ten cud natury. Najnowsza znana mi teoria mówi, że na Wyżynie Kolorado, wypchniętej przez gigantyczne trzęsienie ziemi w całości do góry, równolegle do poziomu dna morskiego (dlatego nie ma tam klasycznych gór), utworzyło się prehistoryczne jezioro. Jezioro to znalazło słabsze miejsce w płaskowyżu, który obrało sobie za świetny punkt startowy na trasie do oceanu. I tak, przez wieki, odpływająca z jeziora woda drążyła Wielki Kanion jako prababcia rzeki Kolorado. Efekty jej działania możemy podziwiać dziś, a majestatyczne ściany Kanionu, pamiętające czasy sprzed milionów lat, przypominają o tym, jak stara jest Ziemia i jak wolno z perspektywy ludzkiego istnienia zachodzą na niej zmiany.
Najpopularniejszym miejscem na zwiedzanie Kanionu jest jego południowy brzeg (South Rim), dostępny dla turystów przez cały rok. Wzdłuż południowej krawędzi Kanionu przebiega asfaltowa droga, którą można przejechać zatrzymując się przy licznych punktach widokowych. Można w ten sposób zobaczyć Kanion z różnych stron, pod różnym kątem i z różnej wysokości nad rzeką Kolorado. Na obszarze, gdzie Kanion jest najszerszy (nawet do 29 km) i najgłębszy (prawie 800 m), znajduje się Grand Canyon National Park i Grand Canyon Village z całą infrastrukturą, rozległą jak małe miasteczko: domkami dla turystów, muzeami, punktami gastronomicznymi, budynkami obsługi parku itd. Łatwo jest się zgubić w gąszczu małych uliczek, które w dużej części są jednokierunkowe.
North Rim, czyli krawędź północna, jest o wiele mniej popularnym miejscem do podziwiania Wielkiego Kanionu, ze względu na znacznie trudniejszy dojazd i brak
możliwości przejazdu wzdłuż krawędzi – droga do niego wiedzie po prostu przez
las i łąki. Jego zaletą są podobno piękne widoki, znikoma liczba turystów (coś
dla osób unikających tłumów) i brak
opłaty za wstęp. My w ogóle nie braliśmy tej opcji pod uwagę, ponieważ w marcu
na tym obszarze zalega jeszcze śnieg i dojazd jest bardzo utrudniony, jeśli nie
niemożliwy.
Niektórzy udają się również do Grand Canyon Skywalk położonego w zachodniej części Wielkiego Kanionu. Jest to pomost w kształcie podkowy
zawieszony poza krawędzią nad przepaścią. Nie znalazł się w planie naszej
wycieczki, ponieważ zwyczajnie nie był po drodze. Uznaliśmy ponadto, że cena biletu (ceny są
podobno zmienne, ale znalazłam informację, że w sumie ponad 70$, w tym opłata
za wstęp do parku i opłata za wejście na taras) ma się nijak do tego, co się za
to otrzymuje (czyli ładny widok, który mamy jednak również gdzie indziej). O wiele lepiej udać się do Grand
Canyon NP (12$ za osobę, 25$ za samochód lub w cenie passu rocznego), gdzie czekają
nas zapierające dech w piersiach widoki, wiele szlaków pieszych i pięknie
położonych punktów widokowych na Kanion.
Wielki Kanion można też oglądać z helikoptera, który
dodatkowo ląduje na samym dnie. Wycieczki można kupić w wielu miejscach, a na
pewno na każdym rogu w Las Vegas.
My wybraliśmy pierwszą opcję - najpopularniejszą. Kierowaliśmy się w tym przypadku gustem większości i był to wybór bardzo dobry. Tłumy turystów nam nie przeszkadzały (choć był to okres Spring Break - przerwy wiosennej dla szkół, czyli czas wzmożonego ruchu), a widoki z południowej krawędzi okazały się naprawdę niezapomniane.
Do Grand Canyon Village dotarliśmy po południu. Po drodze z Kingmana temperatura zdążyła spaść do zaledwie 3 stopni Celsjusza, co wywołało u nas szok termiczny po niemal 30 stopniach w Joshua Tree poprzedniego dnia. Ciemne chmury nie wróżyły nic dobrego, a i prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne. Postanowiliśmy się jednak nie poddawać, licząc na szczęście turysty :)
Na popołudnie zaplanowaliśmy sobie pieszą wycieczkę wzdłuż Rim Trail (szlak wzdłuż brzegu Kanionu) na Zachód od Maricopa Point. Dlatego pojechaliśmy na parking przy Bright Angel Lodge, leżący w niedużej odległości od szlaku. Do tego miejsca dojeżdża również pociąg z wielkim napisem Grand Canyon, który może być dobrą alternatywą dla niezmotoryzowanych. Udało nam się znaleźć całkiem dobre miejsce parkingowe. Być może sprzyjała nam trochę kiepska pogoda i popołudniowa godzina, kiedy część zwiedzających wyjeżdżała już z parku. Ogólnie najlepiej przyjeżdżać rano, ponieważ, szczególnie w szczycie sezonu, można mieć trudności z zaparkowaniem.
Do Grand Canyon Village dotarliśmy po południu. Po drodze z Kingmana temperatura zdążyła spaść do zaledwie 3 stopni Celsjusza, co wywołało u nas szok termiczny po niemal 30 stopniach w Joshua Tree poprzedniego dnia. Ciemne chmury nie wróżyły nic dobrego, a i prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne. Postanowiliśmy się jednak nie poddawać, licząc na szczęście turysty :)
Na popołudnie zaplanowaliśmy sobie pieszą wycieczkę wzdłuż Rim Trail (szlak wzdłuż brzegu Kanionu) na Zachód od Maricopa Point. Dlatego pojechaliśmy na parking przy Bright Angel Lodge, leżący w niedużej odległości od szlaku. Do tego miejsca dojeżdża również pociąg z wielkim napisem Grand Canyon, który może być dobrą alternatywą dla niezmotoryzowanych. Udało nam się znaleźć całkiem dobre miejsce parkingowe. Być może sprzyjała nam trochę kiepska pogoda i popołudniowa godzina, kiedy część zwiedzających wyjeżdżała już z parku. Ogólnie najlepiej przyjeżdżać rano, ponieważ, szczególnie w szczycie sezonu, można mieć trudności z zaparkowaniem.
Pociąg do Wielkiego Kanionu |
Gdy dojeżdżaliśmy już do celu, zaczął padać śnieg i
grad. Ludzie dookoła, opatuleni w kurtki z kapturem, chowali się gdzie mogli.
Niektórzy nie przewidzieli chyba załamania pogody i wyraźnie marzli w bluzach
czy krótszych spodniach. Czekaliśmy w samochodzie, nie wiedząc do końća, co zrobić. Po kilkunastu minutach grad przestał padać. Po krótkim
namyśle i walce z chęcią schowania się w ciepłym miejscu postanowiliśmy zabrać kurtki przeciwdeszczowe i choć na chwilę zobaczyć
Wielki Kanion, a potem udać się na gorącą herbatkę do hotelu. Byliśmy ubrani w
t-shirty i szorty, ponieważ rano w Kingmanie było grubo ponad 20 stopni
Celsjusza. Przezornie postanowiliśmy częściowo przebrać się jeszcze w
samochodzie korzystając z łatwego dostępu do bagażnika w SUV-ie. I tak w ruch
poszły długie górskie spodnie, bluzy termiczne, polary, kurtki przeciwdeszczowe,
buty trekkingowe za kostkę, szaliki i czapki.
Wysiadłam z samochodu. ZZZZZZIMNO! A nawet lodowato. Potwierdziły się też poranne ostrzeżenia pogodowe przed silnym wiatrem. Wróciłam więc jeszcze po legginsy i rękawiczki. Przebraliśmy się do końca w toalecie przy zejściu na Bright Angel Trail. W międzyczasie pogoda postanowiła chyba przestać szaleć. ;) Pojawiła się jakaś nadzieja, bo akurat przestawało padać, choć turyści bez czapek wciąż trzęśli się z zimna.
Wysiadłam z samochodu. ZZZZZZIMNO! A nawet lodowato. Potwierdziły się też poranne ostrzeżenia pogodowe przed silnym wiatrem. Wróciłam więc jeszcze po legginsy i rękawiczki. Przebraliśmy się do końca w toalecie przy zejściu na Bright Angel Trail. W międzyczasie pogoda postanowiła chyba przestać szaleć. ;) Pojawiła się jakaś nadzieja, bo akurat przestawało padać, choć turyści bez czapek wciąż trzęśli się z zimna.
W końcu podeszliśmy do brzegu Wielkiego Kanionu. Wiatr wiał
tak, jakby chciał nas zdmuchnąć z góry. Cóż za wspaniały był to widok! Zapomniałam natychmiast
o mroźnej pogodzie, a grad sprzed kilkunastu minut zaczynał mi się nawet wydawać całkiem
ciekawą przygodą. W tym momencie, choć od gradu minęło może 20 minut, niebo przejaśniło się, a radosne słońce zaczęło nas ogrzewać jak gdyby nigdy nic.
Czułam PRZESTRZEŃ. Przytłaczającą i wspaniałą zarazem.
Byłam małym człowieczkiem patrzącym na ogrom siły przyrody.
Piękno cudu natury, który miałam przed oczami, jest niesłychane i absolutnie
nie przereklamowane. Niemal dwa kilometry w dół i kilkadziesiąt kilometrów
przed nami rozciągał się bajeczny krajobraz złożony z niezliczonych warstw skał
w czerwonawych odcieniach. Trudno było odróżnić, którym wyżłobieniem aktualnie
płynie rzeka. Nie było jej widać z tego miejsca. Niezliczona liczba zakrętów i
załamań skalnych ścian nie pozwalała się tego łatwo domyślić.
Nasze pierwsze spojrzenie na Wielki Kanion - tu przed chwilą padał śnieg i grad (by Ukochany) |
Z miejsca, w którym staliśmy, odchodził w dół Kanionu szlak Bright Angel, którym z dołu szli ludzie w krótkich spodenkach i lekkich koszulkach.
Nic dziwnego – na dole Kanionu temperatura jest znacznie wyższa niż na górze.
Różnica może podobno wynosić nawet do 20 stopni Celsjusza. Na górze może leżeć
śnieg, a na dole niemal zawsze panuje susza. Kawałek szlaku położony niżej był
również widoczny, schodził zygzakiem w dół i przebijał się przez wykute w skale łukowate otwory. Od razu postanowiliśmy zejść nim kolejnego dnia.
Z lewej fragment Bright Angel Trail |
Korzystając ze szczęśliwej poprawy pogody, która mogła przecież
nie potrwać długo, udaliśmy się na Rim Trail. Szlak można zwiedzić po
amerykańsku, czyli przejechać się shuttlem (ma po drodze kilka przystanków w
najciekawszych punktach). My wybraliśmy najprzyjemniejszą dla nas formę
zwiedzania czyli przejście szlakiem pieszo. Wjazd samochodem na drogę wzdłuż krawędzi kanionu jest w tym miejscu niedozwolony.
Trasa szlaku wiedzie wzdłuż brzegu Kanionu, przechodząc po drodze
przez jego najbardziej wysunięte punkty, na których zorganizowane są tarasy
widokowe, i czasem wiedzie przez niewielki lasek. Przeszkadzało nam nieco
podłoże wylane asfaltem, ale w amerykańskich parkach narodowych trzeba się do
tego przyzwyczaić. Władze starają się, żeby najpopularniejsze i najbardziej
dostępne szlaki widokowe były dostępne np. dla wózków inwalidzkich.
Tak miejscami wyglądał szlak |
A tak wyglądał w innych miejscach :) (by Ukochany) |
Z każdego punktu widokowego podziwialiśmy podobną, ale jednocześnie
jakże różną panoramę. Można było oglądać te same skały z zupełnie różnej perspektywy, raz w słońcu, raz w cieniu. Gdzieniegdzie, pomiędzy ścianami Kanionu, połyskiwała daleka wstęga rzeki Kolorado.
Gdy stoi się na metrowej szerokości tarasie, otoczonym z trzech stron głęboką, niemal dwukilometrową przepaścią, gdy widzi się skały oddalone o niemal 100 km, ma się ochotę rozłożyć ręce i krzyczeć w przestrzeń, wiedząc, że po drodze nic nie zatrzyma naszego głosu. To wspaniałe uczucie, być małą istotą otoczoną nieskończonym pięknym ogromem, jak daleko sięga wzrok.
Gdy stoi się na metrowej szerokości tarasie, otoczonym z trzech stron głęboką, niemal dwukilometrową przepaścią, gdy widzi się skały oddalone o niemal 100 km, ma się ochotę rozłożyć ręce i krzyczeć w przestrzeń, wiedząc, że po drodze nic nie zatrzyma naszego głosu. To wspaniałe uczucie, być małą istotą otoczoną nieskończonym pięknym ogromem, jak daleko sięga wzrok.
Maricopa Point |
Powell Point (by Ukochany) |
Szczęśliwe dla nas przejaśnienie nad Wielkim Kanionem (by Ukochany) |
Nocowaliśmy we Flagstaffie w motelu Howard Johnson Inn University, z którego wspominam jedynie dość dziwnego pana w recepcji i padający błotny deszcz, niewyjaśniony dla nas fenomen przyrody, który sprawił, że nasz samochód stojący na parkingu wyglądał rano jak po ciężkiej przeprawie przez zabłocony poligon.
Rozważaliśmy na początku nocleg w Grand Canyon Village, ale było drogo, a poza tym w okresie Spring Break nie było szans na znalezienie przyzwoitego noclegu bez dużo wcześniejszej rezerwacji. Flagstaff znajduje się w odległości "jedynie" 100 km od parku, co w skali amerykańskiej oznacza tuż za rogiem, i jest popularnym miejscem noclegowym dla turystów :) Dojazd do parku zajmował nam godzinę, był to więc czas akceptowalny.
Kolejnego dnia, zgodnie z planem, postanowiliśmy zejść w dół Kanionu.
Na dół, do rzeki Kolorado, prowadzi z góry kilka różnych szlaków. Bez zastanowienia wybraliśmy spośród nich Bright Angel Trail, który zauroczył nas poprzedniego dnia.
Przed wejściem na szlak wiszą ostrzeżenia, żeby nie próbować schodzić i wchodzić nim tego samego dnia. Zdarzają się bowiem zgony z wyczerpania. Nie znam dokładnych przewidywanych czasów wejścia i zejścia szlakiem Bright Angel, ale podobno na zejście trzeba przeznaczyć ok. 5-6 h, a na wejście ok. 6-8 h. Widzieliśmy śmiałków, którzy wstali wcześnie, odważyli się zejść i późnym popołudniem wracali. Wyglądali na zmęczonych, ale dawali radę. Nie polecam jednak takiej wersji wycieczki, chyba że jesteś zaprawionym górołazem z dobrą kondycją.
Rozłożenie wyprawy na dwa dni bywa niestety problematyczne, ponieważ gdzieś trzeba wówczas przenocować. A przenocować można owszem, na dole, tyle że miejsca noclegowe trzeba rezerwować z kilkumiesięcznym, a nawet rocznym wyprzedzeniem.
Na dół, do rzeki Kolorado, prowadzi z góry kilka różnych szlaków. Bez zastanowienia wybraliśmy spośród nich Bright Angel Trail, który zauroczył nas poprzedniego dnia.
Przed wejściem na szlak wiszą ostrzeżenia, żeby nie próbować schodzić i wchodzić nim tego samego dnia. Zdarzają się bowiem zgony z wyczerpania. Nie znam dokładnych przewidywanych czasów wejścia i zejścia szlakiem Bright Angel, ale podobno na zejście trzeba przeznaczyć ok. 5-6 h, a na wejście ok. 6-8 h. Widzieliśmy śmiałków, którzy wstali wcześnie, odważyli się zejść i późnym popołudniem wracali. Wyglądali na zmęczonych, ale dawali radę. Nie polecam jednak takiej wersji wycieczki, chyba że jesteś zaprawionym górołazem z dobrą kondycją.
Rozłożenie wyprawy na dwa dni bywa niestety problematyczne, ponieważ gdzieś trzeba wówczas przenocować. A przenocować można owszem, na dole, tyle że miejsca noclegowe trzeba rezerwować z kilkumiesięcznym, a nawet rocznym wyprzedzeniem.
Dlatego większość przybyszów wybiera wersję kompromisową, czyli zejście do pewnego punktu szlaku i powrót tego samego dnia. Niezależnie od tego, jak
daleko w dół zamierzamy dojść, ważne jest, zęby zabrać ze sobą zapas jedzenia i
wody. Im dalej w dół, tym wyższa temperatura i bardziej suche powietrze. Przypomnienia o fakcie, że zapas wody jest niezwykle istotny oraz ostrzeżenia przed odwodnieniem znajdują się w wielu miejscach parku. Niby oczywiste, ale czasem ludzie nie zdają sobie sprawy z warunków pogodowych dole i przeceniają własne możliwości.
Nie zawsze trzeba dźwigać kilka litrów. Na szlakach znajdują się przystanki, niektóre zaopatrzone w toalety i ujęcia wody pitnej, często sezonowe. Warto wcześniej sprawdzić, gdzie można uzupełnić zapasy. Ujęcie wody źródlanej znajduje się też tuż przy punkcie startowym szlaku Bright Angel.
Nie zawsze trzeba dźwigać kilka litrów. Na szlakach znajdują się przystanki, niektóre zaopatrzone w toalety i ujęcia wody pitnej, często sezonowe. Warto wcześniej sprawdzić, gdzie można uzupełnić zapasy. Ujęcie wody źródlanej znajduje się też tuż przy punkcie startowym szlaku Bright Angel.
Tablica informacyjna przed Bright Angel Trail |
Sam szlak jest bezpieczny, choć przebiega bardzo blisko krawędzi urwiska. Trzeba po prosu uważać, żeby nie stracić równowagi. Podłoże jest piaszczyste, uregulowane drewnianymi i kamiennymi wzmocnieniami. Jest dość tłoczno, przynajmniej w górnej części szlaku, gdyż wielu turystów schodzi do pewnego punktu i wraca. Można też spotkać muły transportowe, które mają pierwszeństwo przed piechurami. :)
Temperatura niżej jest rzeczywiście znacznie wyższa niż na górze. Szybko więc zrobiło nam się gorąco i to nie tylko z powodu wysiłku (który przynajmniej przy schodzeniu był niewielki). Można było chodzić w szortach i z krótkim rękawem, co stanowiło niesamowity kontrast w stosunku do naszych ubiorów poprzedniego dnia (i bieżącego w zasadzie też – na górze wciąż było dość chłodno).
Krajobrazy są tam przepiękne, a zejście jest tak łagodne, że trudno uwierzyć, iż można w ten sposób dobrzeć do samej rzeki. Jednocześnie, schodząc mieliśmy wrażenie bardzo szybkiego oddalania się od górnej krawędzi Kanionu, która została wysoko za nami. :) Z tego co wiem, dopiero na dalszych odcinkach szlak jest bardziej stromy.
Poniżej kilka zdjęć ze szlaku:
Turyści na Bright Angel Trail |
Widok na Wielki Kanion z Bright Angel Trail |
Turyści na Bright Angel Trail |
Bright Angel Trail |
Bright Angel Trail |
Cała wycieczka sprawiła nam tak dużo radości, że teraz naszym marzeniem jest pokonanie całego szlaku. Zapewne
byłby to nasz główny cel kolejnej wizyty w Parku Narodowym Wielkiego Kanionu.
Muły też wracają do bazy ;) |
Po powrocie na górę przeszliśmy się jeszcze raz krótko wzdłuż Rim Trail, z uwagi na lepszą niż poprzedniego dnia pogodę. Później wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy
wzdłuż South Rimu w kierunku Page, zatrzymując się po drodze w kilku punktach
widokowych, aby na koniec tego wspaniałego dnia w wieczornym słońcu pooglądać
zmieniający się krajobraz Wielkiego Kanionu i wijącej się na jego dnie błękitnej
rzeki.